sobota, 21 grudnia 2013

Kompilacja Ciekawostek

CIEKAWOSTKI



Jak rozmnażają się anakondy?

Całe życie anakond ściśle wiąże się z wodą. Węże mają oczy i nozdrza usytuowane wysoko na głowie, dzięki czemu mogą pozostawać ukryte w rzece, rozglądając się po okolicy i normalnie oddychając. Również gody odbywają się w wodzie. Dojrzała do rozrodu samica nie szuka partnera, lecz zaczyna wydzielać zapach, niewyczuwalny dla ludzi, ale niezwykle silnie działający na samce jej gatunku. Ściągają one licznie z całej okolicy. Kilka, a nawet kilkanaście samców oplata się wokół niej, tworząc godowe kłębowisko. Węże mogą tak spędzić dwa do czterech tygodni, nieczułe na inne atrakcje, zajęte sobą i seksem. Samica wybiera spośród zalotników jednego samca, któremu pozwala się zapłodnić.
Samica nie składa jaj, rozwój zarodków przebiega w jej ciele (to tzw. jajożyworodność). "Rodzi" żywe młode, zwykle około dwudziestu, ale zdarzają się też o wiele większe mioty. Po wydaniu młodych na świat, jej ciężar może się zmniejszyć nawet o połowę.
Zamieszkujące południową Amerykę anakondy uważa się za największe węże na świecie (osiągają długość około 9 metrów). Samice są większe od samców, a gody przypominają zapasy gigantów. Węże wyglądają, jakby próbowały się nawzajem podusić.


Ile biegają piłkarze podczas meczu?

W czasie meczu każdy piłkarz przebiega średnio 10, 5 kilometra. Przez prawie połowę meczu biega w wolnym tempie, a szybki bieg zajmuje około 1/5 rozgrywki, a ponad 1/4 to... chodzenie, którego zwykle nie pokazują kamery w czasie transmisji. Oglądając mecz najuważniej śledzimy, co się dzieje z piłką - średnio każdy z zawodników ma z nią kontakt tylko przez 1% meczu! Inni mogą w tym czasie nieco odpocząć - zwolnić czy przystanąć. Dlatego aktywność piłkarzy bardziej przypomina serię biegów sprinterskich niż wysiłek maratończyka. Do tego muszą kopać piłkę - co też wymaga niezłej kondycji. Średnia prędkość lotu piłki to około 20 metrów na sekundę, czyli ponad 70 kilometrów na godzinę. Niektórzy zawodnicy potrafią jednak kopnąć ją z taką siłą, że osiąga prędkość ponad 35 metrów na sekundę.


Z czego składa się szminka?

Podstawowe składniki szminki to substancje natłuszczające - woski i olejki oraz barwnik. Reszta to już drobne dodatki - witaminy, filtr promieni ultrafioletowych, wyciągi roślinne itp. Pierwsze z nich chronią usta, a także pozwalają równomiernie rozprowadzić szminkę. Barwnik (naturalny lub syntetyczny) oczywiście nadaje kolor. Im go więcej, tym pomadka trwalsza. Z drugiej strony oznacza to jednak gorsze nawilżanie i ochronę ust, które często stają się spierzchnięte.
Najnowsze szminki zawierają związki silikonu, dzięki czemu są bardziej trwałe i nie powodują wysychania ust. Pozostałe składniki, choć dodawane w niewielkich ilościach, także są ważne. Służą pielęgnacji warg, są to zwykle witaminy i mikroelementy. Może to być też np. wosk pszczeli czy lanolina - substancja wytwarzana przez owcę i pokrywająca wełnę.

Który płaz jest najmniejszy na świecie?

Zwycięstwo w tej konkurencji należy się maleńkiej żabce, żyjącej w wilgotnych lasach południowo-zachodniej Afryki. Dorosły artrolept karłowaty (Arthroleptis parvulus) osiąga najwyżej 7,5 milimetra długości. Cechą charakterystyczną tych zwierząt są długie trzecie palce przednich łap. Żaby prowadzą lądowych tryb życia, wody dostarcza im parne, nasycone wilgocią powietrze. W niesprzyjających okolicznościach mogą zagrzebać się w ziemi, żeby uniknąć wyschnięcia. Kiedy spadnie deszcz, płazy znów stają się aktywne. Żabki są tak małe, że do oddychania właściwie nie są im potrzebne płuca - wymiana gazowa odbywa się w większej części przez skórę.

Jakie hormony podtrzymują młodość?

Hormony, których poziom jest najbardziej związany z wiekiem, to androgeny i estrogeny - steroidy płciowe. Ubytek tych hormonów wywołuje lawinę zmian, które sąsiadki kwitują jednym zdaniem: "ależ on/ona się postarzał/a!". W grupie androgenów za najważniejszy uchodzi testosteron, wśród estrogenów - estradiol. Wbrew obiegowym przekonaniom, obydwa te hormony występują u obu płci - choć w różnych stężeniach. Kobiety mają od 10 do 20 razy mniej testosteronu niż mężczyźni, ci zaś mają mniej więcej tyle estradiolu, co kobiety po menopauzie. Biosynteza hormonów płciowych zachodzi głównie w gonadach (estradiolu w jajnikach, a testosteronu w jądrach). Estrogen podawany paniom w hormonalnej terapii zastępczej po menopauzie pozwala dłużej utrzymać młody wygląd, zapobiega starczemu otępieniu i osteoporozie. U panów w podobnym celu stosuje się testosteron.

Co zrobić ze znalezionym skarbem?

Niestety, jeżeli znajdziemy skarb, to nie możemy go sobie zatrzymać i wydać na dowolne przyjemności. Staje się on własnością Skarbu Państwa. W wypadku znaleziska, które ma wyłącznie wartość naukową, możemy liczyć na specjalny dyplom. Jeśli ma ono również wartość materialną, to mamy ponadto szansę na przyznanie nagrody o wartości 10% odnalezionego skarbu.

Kiedy wynaleziono ręczną broń palną?

Pierwsze egzemplarze ręcznej broni palnej pojawiły się w Europie w połowie XIV wieku. Były to hakownice - coś w rodzaju ręcznej armaty, osadzonej na drewnianym łożu zaopatrzonym w hak. Nie nadawały się do precyzyjnego celowania.

Skąd pochodzi nazwa męczennicy?

Męczennica pańska, czyli passiflora, została odkryta w 1609 r. przez zakonników hiszpańskich, działających w Ameryce Południowej. Im też zawdzięcza nazwę. Pochodzi ona od alegorycznej interpretacji wyglądu rośliny, jako symbolu męki Chrystusa. Znamiona słupka symbolizują gwoździe, pylniki - 5 ran zadanych Chrystusowi, przykoronek to korona cierniowa, działki okwiatu to apostołowie, liście to włócznia lub ręce oprawców, wąsy czepne to sznury lub bicze. W męczennicy dopatrywano się także wielu innych symbolicznych cech. Dla zwolenników chrystianizacji Indian passiflora była danym od Boga znakiem, że postępują słusznie. Z niektórych gatunków męczennicy (jest ich około 400) uzyskuje się jadalne owoce. W odniesieniu do nich używa się nazwy marakuja, bo nikt prawdopodobnie nie chciałby pić soku z męczennicy.

Czym są zmory?

Zgodnie z ludowymi wierzeniami, zmory siadały ludziom na piersiach podczas snu. Ofiary (zwykle mężczyźni) mogły się nawet zadusić. Zmory wkradały się też do stajni. Rankiem znajdowało się konie przerażone, mokre od potu z zaplecionymi grzywami. Żeby odstraszyć zmorę, należało powiesić nad żłobem lustro lub wysmarować drzwi stajni odchodami. Uważano, że zmorą staje się dziewczyna, która jest jedną z dziewięciu sióstr - sama nie zdaje sobie z tego sprawy.

FOCUS


wtorek, 17 grudnia 2013

Cytaty: Znaleźć bratnią duszę

Znaleźć bratnią duszę


"Jeżeli przyjaźń nie jest związana miłością i cnotą, łatwo może być rozwiązana przez głupotę". - Piotr Skarga (1536-1612), pisarz i kaznodzieja.

"Wszelkie wielkości świata nie są warte dobrej przyjaźni." - Wolter (1694-1778), francuski pisarz, filozof, historyk.

"Przyjaciel to jedna dusza w dwóch ciałach" - Diogenes Laertios (III w.), grecki filozof.

"Powiedz mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś. Od tej zasady historia zna jeden wyjątek: Judasz, którego znajomościom nie można nic zarzucić." - Ernest Hemingway (1889-1961), prozaik amerykański.

"Przyjaźń jak nieśmiertelnik - to blady kwiatek, ale nie więdnący nigdy." - Henryk Sienkiewicz (1846-1916), pisarz i publicysta.


"Nie tak bardzo potrzebna jest pomoc przyjaciół, ile wiara w ich pomoc." - Epikur (341-270 p.n.e.), grecki filozof.

"Przyjaciel - ktoś, przed kim można głośno myśleć." - Ralf Emerson (1803-1882), filozof amerykański.

FOCUS


niedziela, 15 grudnia 2013

Sto lat lotnictwa (1903-2003)

STO LAT LOTNICTWA


1903: Flyer braci Wilbura i Orville'a Wright. Pierwszy sterowany lot obiektu cięższego od powietrza, napędzanego silnikiem spalinowym. 17 grudnia 1903 r. na plaży Kitty Hawk w Północnej Karolinie w USA. W 12 sekund pokonał niewiele ponad 40 metrów.




1909: Bleriot XI. Francuski konstruktor i lotnik Louis Bleriot po raz pierwszy przeleciał nad Kanałem La Manche.



1917: Fokker Dr I. Jeden z najsłynniejszych i najgroźniejszych myśliwców I wojny światowej. Pomalowany na czerwono trójpłatowiec był ostatnim samolotem legendarnego asa lotnictwa kajzerowskich Niemiec - Manfreda von Richthofena , zwanego (od ulubionego koloru jego maszyn) Czerwonym Baronem.



1927: Spirit of St. Louis. Amerykanin Charles Lindbergh na tym samolocie samotnie przeleciał nad Atlantykiem z USA do Francji. Uważa się to za epokowy wyczyn, porównywany z pierwszym lotem braci Wright.



1928: Graf Zeppelin. Pokonał Atlantyk w 4 dni, przelatując w październiku 1928 r. z Niemiec do Lakehurst w New Jersey w USA. W 1929 r. ponad 200-metrowy Graf Zeppelin okrążył glob w 21 dni 7 godzin i 34 minuty. W okresie 9 lat eksploatacji sterowca wykonał on 560 lotów, pokonując ponad 1,5 mln km i przewożąc 13.100 pasażerów.


1929: Dornier Do X. Powstała jedna z największych na świecie pasażerskich łodzi latających.



1931: Junkers 52. Narodziny trójsilnikowego samolotu pasażerskiego i transportowego. Pokryty aluminiową blachą falistą samolot do historii przeszedł jako oręż hitlerowskich spadochroniarzy, którzy w 1941 roku z powietrza opanowali Kretę, potem jako ostatnia deska ratunku żołnierzy w kotle Stalingradu.


1935: Douglas DC-3 Dakota. Samolot-legenda. Ta rewolucyjna konstrukcyjnie, szybka maszyna pasażerska i transportowa z wciąganym podwoziem zmieniła oblicze niemal wszystkich linii świata. W czasie wojny stała się bohaterem operacji spadochronowych aliantów. Do dziś lata i nadal służy kilka setek Dakot. 



1936: Supermarine Spitfire. Najsłynniejszy i najbardziej elegancki myśliwiec II wojny światowej wyszedł spod ręki Reginalda Mitchella. Wszyscy najlepsi piloci Polskich Sił Powietrznych walczyli na różnych odmianach ciągle rozwijanego samolotu.



1936: Focke Wulf Fw 61. Praprzodek dzisiejszych śmigłowców. Pionowzlot osiągający prędkość 76km/godz.



1943: Lockheed L-049 Constellation. Samolot specjalnie zaprojektowany na najdłuższe trasy linii TWA, znany w lotnictwie USA jako "Connie". Oferował 20 pasażerom miejsca do spania. Zabierał ponad 2 tony ładunku, osiągał ponad 480 km/godz. na wysokości ponad 6 tys. metrów.



1944: Messerschmitt Me 262. Dwusilnikowe, superszybkie samoloty uzbrojone w działka 30 mm i rakiety były niezwykle groźną bronią do zwalczania alianckich bombowców. Ówczesne silniki odrzutowe pierwszej generacji wymagały łagodnego rozpędzania, dlatego Me 262 były niemal bezbronne podczas startów i lądowań.



1944: Messerschmitt Me 163 Komet. Silnik napędzany dwuskładnikowym, toksycznym paliwem działał przez kilka minut, nadając lekkiemu drewnianemu samolotowi ogromną prędkość. Po starcie Komet niemal pionowo nabierał wysokości i atakował bombowce alianckie dwoma działkami 30 mm.




1945: Boeing B-29 Superfortress. Najdroższy i najbardziej skomplikowany samolot amerykański II wojny światowej. Enola Gay i Box Car wykorzystano do ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Rosjanie po wojnie skopiowali "Latającą fortecę" - Tu-4 był długo jedynym bombowcem jądrowym ZSRR. Do dziś ślady technologii B-29 można znaleźć w rosyjskich samolotach.



1947: Bell XS-1. Eksperymentalny rakietowy samolot, pilotowany przez Charlesa Chucka Yeagera (na cześć jego żony nosił nazwę Glamorous Glennis), po starcie spod brzucha B-29 pokonał 14 października 1947 r. tzw. barierę dźwięku (Ma 1,06 - 1120km/godz). Działo się to ponad 14 km nad Pustynią Mojave w Kalifornii.



1949: De Havilland D.H. 106 Comet. Pierwszy odrzutowy samolot pasażerski, który wszedł do normalnej eksploatacji, zbudowali Brytyjczycy. 2 maja 1962 r. Comet odbył z 36 pasażerami na pokładzie pierwszy lot rozkładowy - z Londynu do Johannesburga w RPA.



1954: Boeing 707. Pierwszy amerykański odrzutowiec pasażerski. Zrewolucjonizował połączenia transatlantyckie. Niemal każda licząca się linia zamawiała B707. 22 listopada 1963 r. w swoją ostatnią podróż - do Dallas - wyruszył nim prezydent John F. Kennedy. Po jego zabójstwie, na pokładzie Air Force One prezydencką przysięgę złożył wiceprezydent Lyndon B. Johnson.



1966: Hawker Siddeley Harrier. Pierwszy wariant brytyjskiego wielozadaniowego myśliwca pionowego startu i lądowania.



1969: BAC / Aerospatiale Concorde. W powietrzu zadebiutował pierwszy i jedyny wykorzystywany przez kilka linii lotniczych świata naddźwiękowy samolot pasażerski - BAC/Aerospatiale Concorde. Latał od 1976 do 2003 r. w barwach Air France, British Airways, Singapore Airlines oraz ... Pepsi Coli. Dzierży rekord szybkości samolotów pasażerskich. Przeleciał z Nowego Jorku do Londynu w 2 godziny 54 minuty i 30 sekund. 



1970: Boeing 747. Odrzucony w konkursie na transportowiec wojskowy, pierwszy szerokokadłubowy czterosilnikowiec na długo zawładnął pasażerskimi przewozami dalekodystansowymi. Służy prezydentom USA jako Air Force One. Teoretycznie może na dwóch pokładach przewieźć do 524 podróżnych. Izraelskie El Al podczas akcji ewakuacyjnej Falaszów z Etiopii udowodniły, że potrafi zabrać nawet 1087 pasażerów!



1978: Lockheed F-117A Nighthawk. Jeden z najbardziej tajnych samolotów bojowych wszech czasów. Trudno wykrywalny radarem echo (echo porównywalne z odbiciem ptaka), czyli teoretycznie "niewidzialny" w mroku.



1994: Eurofighter Typhoon. Początek wspólnego programu projektowania i budowy najnowocześniejszego europejskiego myśliwca wielozadaniowego.



2003: Program Joint Strike Fightera F-35 - następcy F-16. Najbardziej rozbudowane, najdroższe przedsięwzięcie wielonarodowe w historii lotnictwa wojskowego. W 2015 roku mają się pojawić pierwsze seryjne samoloty 3 wariantów.


Blog z Bagdadu

BLOG Z BAGDADU

Focus EXTRA

Przestańcie pytać, czy naprawdę istnieję. Nie wierzycie?! To nie czytajcie! Nie jestem niczyją zagrywką propagandową, chyba że własną.


21 marca 2003 r. o 18:05 te słowa znalazły się na stronie internetowej http://dearraed.blogspot.com. Kim jest człowiek, który przybrał pseudonim Salam Pax, którego dziennik w czasie inwazji na Irak odwiedzały tysiące internautów? Dlaczego jego relacje traktowano poważniej niż doniesienia renomowanej agencji?
Salam Pax to 29-letni Irakijczyk, mieszkaniec Bagdadu. Człowiek wykształcony i wrażliwy: architekt, który kocha muzykę. Wiele podróżował, zna angielski, niemiecki i francuski. Jest bystrym obserwatorem. 
Swój blog zaczął pisać we wrześniu 2002 roku. Przedstawiał w nim swoje życie, życie rodziny, przyjaciół, kraju. Krytykował paranoidalny reżim Husajna, cudzoziemców przybywających w misjach pokojowych, zagraniczne relacje prasowe i telewizyjne dotyczące wojny i ostatnich dni dyktatury. Blog Salama Paxa pełen jest odważnych komentarzy. Nie brak w nim strachu przed śmiercią od rakiet Amerykanów i przed zemstą tajnej policji Saddama, co na pewno by się stało, gdyby jego zapiski trafiły w niepowołane ręce. Bo Salam krytykuje Zachód, ale nie oszczędza Irakijczyków.
Spontaniczność i odwaga tekstu wywołały olbrzymie zainteresowanie mediów. O blogu Paxa mówili m.in. dziennikarze CNN, pisały "The New Yorker", "Guardian" i "Village Voice". W internecie pojawiły się tysiące komentarzy.
Uznany za jedną z najbardziej sugestywnych relacji z wojny w Iraku, dziennik Paxa ukazał się nakładem naszego wydawnictwa. Oto fragmenty bloga.

Niedziela, 22 września 2002. W "New York Timesie" jest tekst o amerykańskich planach wojennych. Zaczyna mnie to męczyć. Cholera, zróbcie to i miejmy to wreszcie za sobą!
Pracownicy Pentagonu powiedzieli jednak, że atak rozpocznie długotrwała ofensywa powietrzna prowadzona przez bombowce B-2 uzbrojone w naprowadzane satelitarnie bomby mające wyłączyć irackie centrum dowodzenia, kwaterę główną i obronę przeciwlotniczą. Stwierdzili, że podstawowym celem będzie przerwanie łączności z Bagdadem i odizolowanie Husajna od jego dowódców w innych częściach kraju".

Wtorek, 24 września 2002. Dziś odkryłem, że 15 października MAMY WYBORY PREZYDENCKIE. Śmiać się czy płakać, ale to bardziej śmieszne niż tragiczne. Przeczytajcie sobie w "The Guardian": "...wielu Irakijczyków po 20 latach wojny jest fatalistami. Dużo palą, uwielbiają jedzenie o wysokiej zawartości cholesterolu i przygotowują swoje szpitale na atak USA."
Uwielbiamy "jedzenie o wysokiej zawartości cholesterolu"??? Czyżby nowe pogwałcenie rezolucji ONZ? Postawmy sprawę jasno, jeśli ci ludzie mają tu przyjść i zniszczyć wszystkie uprawy roślin o wysokiej zawartości cholesterolu, nie będę siedział i patrzył. 
Walcz o swoje prawo do zawału! Podobnie jak ja, on także chciałby mieć rower: "Ludność również się przygotowuje. Każdy ma dodatkowe zapasy żywności, wody, oliwy, świec, rowerów. Powinieneś mieć te rzeczy w sytuacji zagrożenia" - mówi gazeta "Ibid".
Nieoczekiwanie Irakijczycy przedstawiają się na przyjazne dla środowiska środki transportu. Naprawdę zabawni ludzie z tych Brytyjczyków.

Środa, 9 października 2002. Założę się że nie czytaliście czegoś takiego w ciągu imprezy pt. "Media wobec wojny": 
"... istnieje inny, niezbyt znany scenariusz oparty na teologicznym systemie wierzeń amerykańskich przywódców. Bush, wiceprezydent Dick Cheney i prokurator generalny John Ashcroft są samozwańczymi ewangelikami lub narodzonymi na nowo chrześcijanami i podobnie jak ich współwyznawcy wierzą co do joty biblijnym przepowiedniom końca świata. Te proroctwa zakładają jednak, że zanim Mesjasz powróci na ziemię, wybuchnie wielka wojna między Wschodem i Zachodem, a żydzi odbudują świątynię w Jerozolimie".

Czwartek, 10 października 2002. Za ile sprzedalibyście nerkę? Salah oddał nerkę za 250 dolarów. Jego narzeczona też sprzedała swoją za tę samą cenę. Przez jakiś czas byli zaręczeni i potrzebowali 500 dolarów (około miliona irackich dinarów), żeby wybudować 2-pokojową przybudówkę do domu jego rodziców i tam zamieszkać. Wiem o tym, gdyż to mój kuzyn był nabywcą.

Sobota, 12 października 2002. Biały Dom przygotowuje drobiazgowy plan zainstalowania w Iraku, po odsunięciu od władzy Husajna, rządu wojskowego pod przywództwem amerykańskim. Plan przewiduje też okres przejściowy, do czasu wyłonienia rządu cywilnego, a to może zająć miesiące czy nawet lata.
Nie oczekujecie chyba, że kupię małe amerykańskie chorągiewki na powitanie nowych kolonizatorów. To naprawdę kiepski remake jeszcze gorszego filmu. Cywilizowany świat nadchodzi, żeby udzielić nam, barbarzyńskim koczowniczym Arabom lekcji lepszego życia i wyrugować z nas całe zło (lepiej będzie, jak od razu skończycie z nami, Arabami, bo wszyscy przecież jesteśmy źli).
Jasne, do dzieła. Po prostu wymażcie wszystkie wysiłki ludzi, którzy szczerze walczyli o niepodległy Irak. Ci ludzie walczyli, demonstrowali i umierali po to tylko, żeby moje pokolenie zobaczyło, jak ich marzenia spełzają na niczym - i to dwukrotnie. Pierwszy raz - wiecie za CZYJĄ sprawą i drugi - przez ponowne obrócenie się w kolonię.
Prawdziwa ironia polega na tym, że administracja Busha używa tego samego argumentu, którego użył Saddam do inwazji na Kuwejt. "Względy bezpieczeństwa narodowego" i "pomoc biednym draniom w pozbyciu się wrogiego rządu". Przynajmniej postarajcie się być oryginalni. Mówię wam, tu chodzi o chciwość i władzę - zawsze o to chodzi. Ty i ja już jesteśmy wpisani do przyszłych statystyk. Pytanie, do której rubryki nas zaliczą: ZABICI czy RANNI?

Wtorek, 15 października 2002. Chciałbym się pochwalić, że jestem szczęśliwym wyborcą na TAK. Tak naprawdę nie doczytałem, co było napisane na karcie, ale i tak wiedziałem, że odpowiedź brzmi TAK. Cały lokal wyborczy wie także, że zakreśliłem TAK, ponieważ zapomniałem okularów i ktoś musiał mi pokazać, którą kratkę wybrać na znak aprobaty.

Czwartek, 17 października 2002. Diana przysłała mi dziś link do "Los Angeles Timesa" z zapytaniem, czy ten przywódca plemienny, o którym piszą, to mój dziadek: Szuwajrid występuje jako mediator w sprawach cywilnych i kryminalnych. Mimo iż uważa, by nie stawiać się ponad prawem państwowym, jego zwolennicy częściej niż do sądów irackich zwracają się do niego, by rozstrzygnął kwestie sporne.
Zanim doczytacie do końca akapitu, zapamiętajcie proszę: prawo państwowe jest farsą z uwagi na skorumpowany system. Ludzie, gdy są w opałach, nie próbują nawet wzywać policji, gdyż raport i tak będzie spisany pod tego, kto da więcej. Teraz spójrzcie, co idzie dalej.
Na przykład, gdy ktoś z premedytacją zabije drugą osobę. Szuwajrid może zarządzić, by morderca zapłacił rodzinie ofiary 7 tysięcy dolarów "ceny krwi".
Oczywiście, to wszystko kłamstwo. Wstydź się, Szuwajrid - i ty nazywasz się przywódcą plemiennym...?
Zanim zaczniecie wypisywać tyrady i maile pełne odrazy, zwróćcie uwagę, co napisałem wyżej: oficjalne prawo ma nikły wpływ na to, co dzieje się na obszarach wiejskich. To wszystko należy uznać za odstraszacz, a nie schemat typu "zabij-zapłać".
A wracając do Szuwajrida: "Oczywiście, przeciwstawimy się zbrojnie każdemu, kto tu przyjdzie" - mówi Szuwajrid, siedząc w domu dla gości, w którym przyjmuje członków swojego plemienia przybywających z całego kraju po radę i pomoc. "Plemię w pełni współpracuje z rządem".
Oczywiście, mówiąc "tutaj", Szuwajrid ma na myśli ziemię należącą do niego i członków jego plemienia. Nie ma to nic wspólnego z rządem. Ci ludzie żyją z roli. W Iraku najbardziej cenioną własnością jest żyzna ziemia. Zatem, co robisz, gdy widzisz, jak uzbrojona mafia idzie w twoim kierunku? Bronisz swojej ziemi, upraw i rodziny. A jeśli należysz do silnego plemienia, kontrolujesz inne: "Nie ruszaj mojej ziemi, to i ja twojej nie tknę". Za efekt uboczny można uznać to, że w pewnych rejonach rząd skorzystał z siły tych plemion. Szybko zdał sobie też sprawę z potencjału, jakim dysponują, i "zaczął je dotować, w zamian za pieniądze i dostawy zyskując sobie ich przychylność" - obdarowywał ich luksusowymi samochodami sprowadzonymi w ramach programu "Ropa za żywność".

Niedziela, 20 października 2002. "Z początku będziemy z radością obserwowali amerykańskie kule świszczące nam nad głowami" - powiedział jeden z gderliwych naukowców. "Jednak po trwającym dwa lata miesiącu miodowym sami zaczniemy do nich strzelać. Irakijczycy nigdy nie pozwolą obcym rządzić sobą". Irakijczycy opacznie rozumieją to, co przyniesie ze sobą amerykańska "inwazja". Powinno traktować się ją jako katalizator zmiany. Ciężką robotę do wykonania mamy my sami. Zmiana powinna przyjść od wewnątrz. Nie ma sensu siedzieć i czekać, aż inni rozwiążą nasze problemy. 
Mogę tylko żywić nadzieję, że nasi amerykańscy przyjaciele nie zapomną przynieść ze sobą kopii "Demokracji dla bałwanów" i "Podejmij decyzję: To nie takie trudne, na jakie wygląda".
Zeszłego marca Arraf opublikował tekst w londyńskim "Daily Telegraph", w którym napisała: "Ludziom na ulicach nie wolno rozmawiać z dziennikarzami; albo raczej to dziennikarze nie mają pozwolenia na rozmowy z nimi. >> Po co chce pani zadawać im polityczne pytania? Nie mają żadnych kwalifikacji, by udzielić odpowiedzi << - powiedział urzędnik..."
Sklepy na bagdadzkiej ulicy Arasat toną w bogactwie charakterystycznym dla skorumpowanych elit Trzeciego Świata. Telewizory z ekranami panoramicznymi sprzedawane za setki funtów tuż obok sklepów specjalizujących się w oryginalnych częściach zamiennych do Land Cruiserów.
Supermarkety oferują zagraniczne papierosy, a spod lady sprzedają kubańskie cygara po 100 funtów za pudełko. Każdy samochód na drodze to albo nowe BMW albo Mercedes. Wszystko to w kraju, gdzie z powodu ONZ-owskich sankcji import ograniczono tylko do pomocy humanitarnej.

Wtorek, 22 października 2002. Powinienem napisać coś o tym, ale nie potrafię. Amnestia zakłada, że wychodzą więźniowie. To gdzie w takim razie jest H.? Skoro powiedzieli, że dzięki amnestii w ciągu 48 godzin nikt nie pozostanie w więzieniu, to gdzie on jest?

Środa, 23 października 2002. H. jeszcze nie wrócił. Po tym, co dziś usłyszałem, powinienem przygotować się na złe wieści. O tym, co robiono więźniom politycznym.
Projekt amerykańsko-brytyjskiej rezolucji w sprawie Iraku: "... w celu przywrócenia pokoju i bezpieczeństwa narodowego". Pokoju i bezpieczeństwa. Dobre. Zbombardujcie nas, no już. Przestańcie się skradać!

Niedziela, 27 października 2002. Przeglądając nagłówki z "New York Timesa", zobaczyłem to: "Husajn z radością zezwala 12 Amerykanom na zorganizowanie protestu".
Przeglądam tekst, zastanawiając się, czy pan John F. Burns nadaje z tego samego Bagdadu, w którym mieszkam. W wiadomościach nic nie podali. Żadnych informacji, nawet oglądanych.
A w pracy też nikt nie rzuca komentarzy w stylu te-biedne-oszukane-duszyczki-znowu-to-zrobiły (co zwykle jet jedną z dwóch reakcji na tego typu rzeczy - druga to "Ciekawe, ile pieniędzy dostają w prezencie dziękczynnym od Saddama?"). W połowie artykułu pan Burns otwarcie mówi, że na dobrą sprawę w czasie "protestu" nie widział żadnych irackich mediów. Oczywiście. Równie dobrze panna Kelly mogła urządzić ten protest u siebie w łazience.
Drodzy amerykańscy przyjaciele, błagam, przestańcie wszędzie ją wysyłać.  Ona nie pomaga. Niektórzy mogą myśleć, że lubię, jak takie rzeczy się zdarzają. Ale tak nie jest. Kelly, kotku, oni cię wykorzystują. Umieścili cię w programie rozrywkowym ku uciesze zachodniej widowni. Osobiście, tracę zainteresowanie, gdy widzę cytaty twoich wypowiedzi: "Chciałabym, żeby ludzie w naszym kraju mieli w sobie ten sam duch wybaczenia i pojednania w stosunku do dwóch milionów naszych więźniów".
Czy ona rzeczywiście jest aż tak naiwna czy tylko usiłuje stać po słusznej stronie czerwonej linii? Wybaczyłabym jej to drugie. Każdy musi jakoś zarabiać na swoje utrzymanie.

Sobota, 2 listopada 2002. Mam wrażenie, że teraz jest już jasne, dlaczego zagraniczni korespondenci zostali wyrzuceni z kraju. Jak u licha mogli donosić o rzeczach, które nigdy się nie wydarzyły? Naprawdę żal mi tych biednych drani z Ministerstwa Informacji. Nie wyobrażacie sobie nawet, w jaką musieli wpaść panikę. Doniesienia o demonstracjach; rozbieżności między Irakijczykami kilka dni po tym, jak 100 procent głosowało za Saddamem; zachodni dziennikarze inforumujący o takim przykrym incydencie: "Jalla, jalla, wyrzućcie tych pismaków, zanim nas przez nich rozstrzelają!". Więcej bałaganu i coraz więcej doniesień o ciemiężących irackim "reżimie" (użyj tego słowa w materiale, a twoja wiza wygaśnie). Typowo iracka impulsywność. Ale rząd nie w ciemię bity, parę dni później znów zaczyna kokietować. Postawicie się na miejscu irackiego ministra informacji i spróbujecie wyjaśnić to Panu Prezydentowi: bagdadzkie biuro CNN użyło swojej anteny satelitarnej do przekazania na żywo reportażu z demonstracji. Za mniejsze pomyłki ministrowie znikali z tego świata.
Jordański król Abd Allah II nie wyklucza, że pewnego dnia Irakiem będzie rządził członek rodu haszymidzkiego.
Teraz i wy macie chrapkę na kawałek irackiego tortu? Znajduję na to jedno słowo: SĘPY!

Poniedziałek, 4 listopada 2002. Kuwejt dołącza do klubu "Wyrzućmy ich". Co ci koszmarni dziennikarze robią w naszych krajach?
Sugeruję, abyśmy w ogóle przestali prowadzić zajęcia z dziennikarstwa na uniwersytetach. Szatan przemawia przez dziennikarzy. Wydaje się, że można znaleźć jakiś werset koraniczny na poparcie mojej tezy.
Al-Dżazira ma chyba poważne kłopoty z trzymaniem buzi na kłódkę. BBC podaje: "Ma także problemy z nadawaniem relacji z Iraku i Arabii Saudyjskiej, a zarówno Jordania, jak i Bahrajn zabroniły stacji operowania na ich terenie".
Już trzeci raz w ciągu tylko 30 dni udało im się doprowadzić do zamknięcia swojego przedstawicielstwa w kraju arabskim. Czuwajcie, chłopcy i dziewczęta. Obmyślam dla was nowy slogan reklamowy: "Al-Dżazira - jedyna arabska stacja informacyjna nie posiadająca biur w krajach arabskich".
A to coś z wiadomości BBC: Kuwejt wydzielił duży obszar kraju przy granicy z Irakiem na czas trwania wspólnych amerykańsko-kuwejckich manewrów wojskowych... Mniej nagłośnione ćwiczenia sił specjalnych odbywają się w Jordanii.

Drogi Kuwejcie:
Dziękujemy za szczerość, obcą innym ludziom, którzy są zbyt tchórzliwi, by przyznać, że:
a) są przerażeni
b) już nas nie lubią
c) liczą na kawałek irackiego tortu.

Ponieważ takie postawienie sprawy oznaczałoby, że nie mają co liczyć na 500 milionów dolarów rocznie w subsydiowanej ropie naftowej.

Środa, 6 listopada 2002. Izraelski premier Ariel Szaron powiedział, że gdy społeczność międzynarodowa skończy ze sprawą Iraku, powinna zwrócić uwagę na Iran. Pan Szaron przypina Iranowi etykietę "centrum światowego terroryzmu". Stwierdził, że Iran wszelkimi środkami usiłuje uzyskać broń masowego rażenia, która może stanowić zagrożenie dla Bliskiego Wschodu i Europy". Zastanawiam się, jakim terminem opisać izraelski arsenał jądrowy? Broń masowej miłości i harmonii?
Irackie media nie wspomniały o rezolucji. Podczas gdy "Independent" uznał ten dzień za ten, w którym świat zwrócił się przeciwko Irakowi, taksówkarz odwożący mnie do domu nawet nie słyszał, że dziś odbyło się w ONZ głosowanie nad rezolucją. To wcale nie jest "ostatnia szansa, by się podporządkować", to amerykański sposób legalizacji ataku. Im bardziej rezolucja wydaje mi się niesprawiedliwa, wyzywająca i nierealistyczna w przedstawionych żądaniach i terminach - i mętna na tyle; by umożliwić zastawienie wszelkich pułapek - tym bardziej mam nadzieję, że Saddam ją przyjmie. Chociażby po to, by zyskać na czasie. Z jakiej strony na to nie patrzeć, ludność iracka i tak stoi na straconej pozycji. USA wciąż mówią o "zmianie reżimu". Jeśli Saddam rzeczywiście ma broń biologiczną i chemiczną, to w wypadku wojny nie zawaha się jej użyć przeciwko własnym ludziom, by dać CNN i Al-Dżazirze krwawe obrazy, których nikt nie będzie mógł oglądać.

Piątek, 15 listopada 2002. Wiem, że tej wojny nie da się uniknąć, wiem też, że Saddam to czubek z palcem na spuście. Ale to jest mój kraj i kocham tych ludzi. Żadnym sposobem nie uwierzę, że wojna jest w porzo. Na poziomie emocjonalnym nie mogę i nie zaakceptuję wojny w Iraku.
Cały chaos bliskowschodni/iracki/muzułmański nie przybliża nas ani o krok do pokoju. Arabowie zawsze mieli represyjne rządy i religię, do której ludzie uciekali pod wpływem tychże represji. Cała kwestia demonizowania Arabów i islamu i utrzymywanie regionu w stanie ciągłego wrzenia przez uporczywe rozdrapywanie świeżych ran doprowadza wszystkich do wściekłości. Uważaj, bo wkrótce USA będą musiały zająć się wieloma wojnami w regionie. Osobiście - choć nie jestem pobożny, a islamu bym nie wybrał, nawet gdybym musiał się opowiedzieć za jakąś religią - uważam się za osobę przynależącą do kultury, która jest muzułmańska i arabska i zadowoloną ze swojej "tożsamości". Ciągłe ciosy spadające na Arabów i muzułmanów powodują u mnie pewien dyskomfort. Argument "To ty to zacząłeś" donikąd nas nie doprowadzi.

Czwartek, 21 listopada 2002. Iracki dostawca internetu zdecydował, że oprócz tego, że nie możemy wysyłać maili z załącznikami przekraczającymi 500KB, nie wolno za jednym razem wysłać poczty do więcej niż 5 odbiorców.

Wtorek, 26 listopada 2002. Miasto Al-Kurna leżące w południowym Iraku było bombardowane przez dwa dni. Kolega, który tam pracuje, mówi, że bomby spadały na pusty teren koło miasta, aż powylatywały szyby w hotelu, w którym mieszka. Na początku nikt nie wiedział, dlaczego Amerykanie bombardują pustą przestrzeń. Potem jednak, gdy zajrzeli do lejów po bombach, okazało się, że w tym miejscu przechodzą linie telefoniczne. Prowincje Al-Basra i Masjan zostały, telefonicznie mówiąc, odłączone od reszty Iraku. To jest to.

Wtorek, 3 grudnia 2002. ARABIA SAUDYJSKA Organizacja Amnesty International podała dzisiaj, że nowoczesna broń wykorzystująca elektrowstrząsy szybko staje się narzędziem tortur nowej generacji. Wezwała także do wprowadzenia zakazu eksportu do krajów, gdzie zgłoszono przypadki tortur z wykorzystaniem elektrowstrząsów lub gdzie tortury w ogóle są stosowane nagminnie oraz do natychmiastowego zawieszenia ich użycia poprzez odpowiednią regulację prawną.
"Arabia Saudyjska pozostaje żyznym gruntem dla bezkarnych tortur".

SYRIA
Mimo iż duża liczba więźniów politycznych została zwolniona, dziesiątki ludzi aresztuje się na podłożu politycznym. Tortury wciąż są rutynowo stosowane wobec więźniów politycznych.

JORDANIA
Aresztowano setki ludzi z powodów politycznych. Są doniesienia o stosowaniu tortur i przemocy wobec zatrzymanych przez członków służb specjalnych. Więźniowie polityczni nadal sądzeni są przez Sąd Bezpieczeństwa Narodowego.

EGIPT
W całym Egipcie stale stosuje się tortury w aresztach. Ofiary tortur i ich krewni wciąż donoszą o prześladowaniach ze strony agentów bezpieczeństwa.

PALESTYNA/IZRAEL
Ponad 460 Palestyńczyków zostało zabitych przez izraelskie siły bezpieczeństwa, w tym 79 dzieci, a przynajmniej 32 osoby zostały wyznaczone na cele zabójstwa. Palestyńskie grupy zbrojne zabiły 187 Izraelczyków, w tym 154 cywilów, a wśród nich przynajmniej 36 dzieci.

IRAK - DOSSIER
Cały region to jedno uprzejme zainteresowanie sytuacją praw człowieka w moim kraju. Dziękuję za odwracanie niewidzącego wzroku przez trzydzieści lat. Dziękuję, że wspieraliście mój rząd w wysyłaniu dwóch milionów Irakijczyków na wojnę z Iranem i za ich śmierć. Dziękuję za ignorowanie rozwijania programów chemicznych przez czubka, choć wiedzieliście przecież, że to czubek. Dziękuję, że nie przeszkadzały wam kąpiele w kwasie urządzane członkom Irackiej Partii Komunistycznej (chyba nie myślicie, że pierwszy raz użyto ich w Kuwejcie, prawda? Rząd używał kwaśnych łaźni od późnych lat 70.). Dziękuję za lekceważenie organizacji humanitarnych, które odkryły trudne położenie irackiej ludności.
Dziękuję wreszcie za utrzymanie sankcji, które, jak wiecie, tylko osłabiły ludność, nie mając żadnego wpływu na rząd. Dziękuję, że wiedzieliście to wszystko i się nie przejmowaliście.

Wtorek, 17 grudnia 2002. Dolar szaleje: 1 dolar = 2280 irackich dinarów, a z bardzo dobrze poinformowanego źródła, czyli od mojego ulubionego właściciela sklepu z napojami, pana Szatana wiem, że do końca dnia kurs dolara podskoczy do 2300 dinarów. Dużo za dużo!
Znów co pół doby mamy dwie godziny zaciemnienia. W chwili, gdy prąd wysiada, biuro zamienia się w lodówkę.

Czwartek, 19 grudnia 2002. Kiedy wszyscy zastanawiamy się, co powie Bush o irackim raporcie na temat broni, Udajj szykuje się na kolejne przyjęcie upamiętniające to, że uszedł z życiem z próby zamachu w 1996 roku.

Niedziela, 22 grudnia 2002. Irackie "Grupy opozycyjne" spotkały się, by opracować plany dla postsaddamowskiego Iraku. O ileż bardziej odprężony się czuje. Moja przyszłość jest w dobrych rękach. Wybaczcie, że poskaczę chwilę z radości. Cała ta sprawa to jedna wielka lipa. Same już wystąpienia były żenujące, nie mówiąc już o walce każdej z partii o pozycję (na wszelki wypadek, żeby ktoś nie zaczął myśleć: "Hej, ten facet nie może być żadną miarą w Bagdadzie - jak on mógł to wiedzieć i słyszeć?", mówię, że ryzykuję potężną grzywnę 350 dolarów i prawdopodobnie więzienie za zainstalowanie anteny satelitarnej).
W zasadzie wystąpienie Asz-Szarifa Alego na konferencji było jednym z najbardziej żenujących. Jest najlepszym przykładem na to, że grupy opozycyjne na emigracji nie mają o niczym pojęcia. Osoba, która chce odgrywać kluczową rolę w moim kraju, nie umie nawet mówić w moim języku! Jąkał się, zacinał, wyrazy wymawiał tak, jakby nigdy wcześniej nie widział arabskiego. Nigdy nie postawił nogi w Iraku.

Środa, 25 grudnia 2002. Dzisiaj zdeelektryfikowano nas na siedem godzin, a dzień się jeszcze nie skończył. W niektórych rejonach Bagdadu ciemność zapada na dziesięć godzin. Sytuacja się nie poprawia. Niektóre prowincje dostają tylko pół godziny, o ile w ogóle. Oficjalne wytłumaczenie: konserwacja. Gówno prawda. Prawdopodobnie pakują już te generatory.
Nikt nie chce trzymać bezwartościowych irackich dinarów. Co mamy zrobić z banknotami? Na wszystkich jest twarz Saddama. Od 25-tki do właśnie wprowadzonego do obiegu banknotu 10-tysięcznego?

Niedziela, 29 grudnia 2002. W przyszłym tygodniu z Londynu wyruszy międzynarodowy konwój z działaczami antywojennymi, prawdopodobnie z kilkoma tuzinami brytyjskich wolontariuszy, zamierzającymi działać jako żywe tarcze i ochraniać irackie cele strategiczne.
"Ludzi tych przydzieli się do istotnych i strategicznych instalacji wojskowych w Iraku" - powiedział Sad Kasim Hammudi, wysoki rangą urzędnik rządzej partii Al-Bas.
Po prostu oddajecie się w ich ręce. Rozumiałbym jeszcze, gdyby przygotowali pomoc humanitarną - leki, żywność, ruchome stacje pomocy medycznej, wszystko oprócz bycia żywą tarczą.
"Nikt nie jest tak naiwny, by sądzić, że taka superpotęga jak Stany Zjednoczone nie zbombardują Iraku tylko dlatego, że są tam pacyfiści" - powiedziała Mary Trotochaud. To dlaczego przyjeżdżają? Nikomu nic nie przyjdzie z tego, że dadzą się zabić. Potrzebujemy was ŻYWYCH.

Wtorek, 21 stycznia 2003. Sposób, w jaki ministerstwo handlu gromadzi dla ludzi racje, ma poważny wpływ na ceny reglamentowanych towarów. Wiele rodzin odsprzedaje część racji, by wspomóc swój budżet domowy. Pszenica jest teraz cholernie tania. Zwykle mogłeś wymienić kilo pszenicy na siedem kawałków chleba, ale teraz pszenica jest tak tania, że piekarze dają ci tylko trzy. To samo dzieje się z mlekiem w proszku. I dają nam obrzydliwe egipskie mydło.

Piątek, 21 lutego 2003. Ktoś przysłał mi wściekłego maila, pytając, dlaczego tak bardzo nie lubię "żywych tarcz". "Dlaczego ich opluwasz?" Fuuu. Nigdy nie byłem aż tak ohydny. Żadnego z nich nie spotkałem osobiście, ale tak naprawdę nie podoba mi się fakt, że Żywe Tarcze dostały talony żywnościowe po 15 tysięcy dinarów na posiłek - trzy każdego dnia. Piętnaście tysięcy! Co oni jedzą? Całego barana na obiad?

Czwartek, 6 marca 2003. Dzisiaj w Bagdadzie jest dzień mumarasy ("ćwiczeń"). Wszystkie siły bezpieczeństwa - policja, jednostki obrony cywilnej i im podobni, z wyłączeniem wojska - zaczęły udawać. Oprócz tego, że wszystkie jednostki paradowały po całym kraju, miały też odnaleźć się w "sytuacjach kryzysowych". Na każdym ważniejszym placu czy skrzyżowaniu chodziło przynajmniej dwunastu ludzi w pełnym ekwipunku, z kałasznikowami. Byli tam też goście ze straży pożarnej w czerwonych samochodach z kałasznikowami - wszyscy zaczynają nosić broń.

Wtorek, 1 kwietnia 2003. [20 marca zaczęła się inwazja na Irak - red.] Gdy zaczynają wyć syreny przeciwlotnicze, a ciężkie bomby spadać - pięć minut później biegnę do szuflady za tabletkami na zgagę. Irackie tabletki są bez smaku - masz wrażenie, jakbyś żuł zwykły gips.
W ciągu dwóch ostatnich dni bardzo ciężkie bombardowanie. Dzisiaj jest spokojnie, założę się, że w nocy znowu się zacznie.
Z każdym dniem jest coraz gorzej. Wtedy gdy spadają naprawdę ciężkie bomby, czujesz, że zaraz zawali się na ciebie dom. Mówią, że bomby spadały na "wioskę iracką", sierociniec. Cóż, wszyscy jesteśmy świadomi, że to, co nazywają "wioską iracką", jest w rzeczywistości terenem wykorzystywanym przez Gwardię Republikańską.
Pojechaliśmy do dzielnicy Al-Azamija, żeby obejrzeć zniszczenia. Znów centrala telefoniczna zmieciona z powierzchni ziemi. Z pawilonów handlowych zostały tylko bezużyteczne szkielety. Kilka metrów dalej coś, co było domem, jest teraz kupą gruzu. Parę ulic stąd mieści się siedziba Irackiego Kanału Satelitarnego. Widać przegiętą wieżę transmisyjną.
Zapasy, które zgromadziliśmy wcześniej, zostawiliśmy na cięższe czasy, które na pewno jeszcze nadejdą.

Piątek, 4 kwietnia 2003. Amerykanie na lotnisku.

Poniedziałek, 7 kwietnia 2003. Ruszają w stronę Bagdadu.

Środa, 9 kwietnia 2003. Wojsko na placu Al-Firdaus (firdaus znaczy "raj"), a armii irackiej ani na lekarstwo. Rozpłynęli się - pstryk! - w powietrzu. Mundury i buty wojskowe porozrzucane na każdej ulicy. Około 18 włączyliśmy generator prądu, by obejrzeć wiadomości. O rany! Niech to piorun trzaśnie! Co widzimy? Irakijczyków obalających pomnik Saddama na placu Al-Firdaus!
M. mieszka koło jednej z autostrad prowadzącej z zachodu do Bagdadu. Wojsko amerykańskie postawiło zamontować punkt kontrolny przy końcu ich ulicy. To działo się siódmego. Niektórzy żołnierze nocowali na dachu jego dwupiętrowego domu. Zbyt przerażony, by się odezwać, siedział na parterze i ani drgnął.
Rano wybili szybę i weszli do domu. Wybiegł na zewnątrz i zaczął hałasować, by przyciągnąć ich uwagę. Mówi dobrze po angielsku i poprosił ich, żeby nic nie robili z jego domem.
Powiedzieli, że pukali, ale nikt nie otworzył. Poprzedniej nocy ktoś ich zaatakował, dlatego postanowili zająć pozycję na dachu któregoś z domów. Po tym, jak znowu ostrzelano ich zza innego samochodu, czołgi po prostu rozwalały na kawałki każdy pojawiający się samochód. Zabili kilku fedainów.
M. miał szczęście, że nie zastrzelili go, gdy wyszedł przed dom. Amerykanie przenieśli się na dach innego domu.
Dzisiaj przyszedł do mnie z białą chusteczką przywiązaną do anteny samochodowej (niepoważnie jest ostatnio jeździć czy nawet chodzić bez czegoś białego - za dużo nieszczęśliwych "wypadków"). Przyszedł i opowiadał o zdjęciach, które robił sobie z marines i ich czołgami. Starali się być uprzejmi po przemienieniu sąsiedztwa jego domu w pole bitewne - paru ludzi zaprosiło nawet żołnierzy na obiad. Miło, prawda?

Środa, 18 czerwca 2003. Straszna historia wojenna nr 2 (nr 1 był wtedy, gdy czołg ostrzelał nasze sąsiedztwo dwudziestoma pociskami artyleryjskimi na głównej drodze do Al-Amirijji):
Zeszłej nocy o 22.30 starałem się znaleźć taksówkę. Samochód się zatrzymał i uzgodniliśmy kurs na 2 tysiące dinarów. Usadowiłem się w samochodzie, a facet zaczyna na "nich" wyklinać i bluzgać. Nagle zatrzymuje się, odwraca twarz w moją stronę i gniewnie pyta:

- Jesteś muzułmaninem?
- Tak, al-hamdu li-Allah, jestem muzułmaninem
- Pracujesz dla "nich"?
- Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym dla "nich" pracować?
- Myślisz, że jak ukryję granat pod deską rozdzielczą, to go znajdą? Kurwa-Kurwa-Kurwa!!!
- Słuchaj, uważam, że powinieneś być ostrożny. Mają sprzęt, który może to wszystko wykryć. Naprawdę nie powinieneś nosić przy sobie granatów.
- Ach tak! Wiesz więc, jakiego sprzętu używają?
Cholera.
- Nie, nie. Powiedziałem, że mogą używać takiego sprzętu.

Zaraz potem mijamy amerykański patrol: jeden Humvee i paru żołnierzy.
Taksówkarz patrzy na nich z natężeniem. Są po mojej stronie, a on pochyla się w moim kierunku, by spojrzeć na nich przez okno. W tej chwili zastanawiałem się, czy umrę od eksplozji granatu, który rzuci ten szajbus, czy kiedy odpowiedzą ogniem. Zdecydował się jednak tylko na okrzyki i gwizdy.
Myślę, że ostatniej nocy jechałem samochodem ze zwariowanym samobójcą. Chciałem zapytać, dlaczego chce ukryć w wozie granat ręczny, ale byłem zbyt przerażony. Mógł przecież wetknąć mi go do gardła - ponieważ zabijanie agentów niewiernych okupantów jest halal (zgodne z prawem - red.). Co byście zrobili siedząc w samochodzie z gościem, który pyta was, gdzie najlepiej ukryć granat?
A co do "sporadycznych zamachów"?
Doprowadźcie do tego, że będą przeczesywać dom po domu. To sprawi, że wahadełko w miernikach poziomu popularności Ameryki przesunie się z "Naprawdę mnie to nie obchodzi" do "Co oni, kurwa wyprawiają?".
Przyjrzyjcie się atakom z zeszłego tygodnia i ich skutkom. Takie rzeczy się powtarzają i jak kule śniegowe rosną z mniejszych utyskiwań do wezwań dżihadu - tak jak się zdarzyło w dzielnicy Al-Azamijja koło meczetu Abu Hanify po konfrontacji między Irakijczykami i żołnierzami amerykańskimi, która zakończyła się śmiercią dwóch Irakijczyków.
Krążą pogłoski o sabotażu kilku słupów wysokiego napięcia na północy. Coraz gorzej z elektrycznością. W mojej okolicy mamy tylko pięć godzin prądu dziennie - tydzień temu było znacznie lepiej. Ludzie zaczynają szemrać, że kolejne obietnice Amerykanów nie zostały spełnione. Więcej? Trzy miny przeciwczołgowe eksplodowały na ulicach Bagdadu. Pierwsza wybuchła pod ciężarówką wchodzącą w skład konwoju wojskowego. Jeden żołnierz został ranny.
Dwie inne eksplodowały wczoraj. Pierwsza w tunelu pod bagdadzkim placem At-Tahrir. Wybuchła pod taksówką. Nikt nie zginął, ale dwie osoby zostały ranne. Druga wybuchła w dzielnicy Al-Ghazalijja, zabijając dziewczynkę i raniąc jej matkę. Ta druga mina została położona na ziemi tuż po tym, jak Amerykanie zwinęli punkt kontrolny na tej ulicy. Ludzie teraz mówią, że to Amerykanie ją podłożyli, ale to kompletna bzdura.
Może i te ataki są sporadyczne i niezorganizowane, ale prowadzą do tego czego pragną członkowie Partii: stworzenia nieznośnej sytuacji dla administracji amerykańskiej, chcącej zrobić coś dobrego, dotrzymać obietnic i zmienić stosunek ludzi do siebie. Poza tym dodają jeszcze więcej ognia do lata, które i tak jest już zbyt upalne.

Sobota, 28 czerwca 2003. Dziś wyjeżdżam na kilka dni do Al-Basry. Przez ten czas nie będę pisał bloga. Ani maili.


Książka Salama Paxa "Blog z Bagdadu" (tłum. I. Szybilska) wydana przez wydawnictwo G+J.

Focus EXTRA






sobota, 7 grudnia 2013

Płazy i Gady

PŁAZY I GADY


Coś, co łączy gady i płazy.


Gdyby nie płazy, gadów nie byłoby dziś na Ziemi. Te ostatnie pojawiły się 340 mln lat temu, rozwijając się z pierwotnych płazów. Od przodków różniły je dwie zasadnicze cechy: ciało pokrywały łuski, a składane jaja otaczała twarda skorupa. Dzięki temu zarodek mógł się rozwijać pod wodą, a gady powoli podbijały ląd. Królami tych zwierząt były wówczas dinozaury.  Rządziły na naszej planecie przez 140 mln lat. Niestety potężny upadek meteorytu spowodował ich zagładę.
Chociaż współczesne gady są doskonalsze ewolucyjnie od swoich starszych braci, to płazy też mają się czym poszczycić - były pierwszymi kręgowcami, które wyszły z wody na suchy ląd, by jednak do niej wracać i żyć w jej pobliżu. U jednej i drugiej gromady zwierząt można wyróżnić kilka cech wspólnych: składają jaja, są zmiennocieplne, czyli nie mogą same regulować temperatury swojego ciała, tak jak to robią ssaki, posiadają kręgosłup.
W gromadzie płazów żyje współcześnie ponad pięć tys. gatunków, które dzieli się na trzy rzędy: ogoniaste, takie jak salamandra i traszki; bezogonowe m.n. żaby oraz beznogie, wyglądające jak dżdżownice. Większość życia spędzają w wodzie. Tam odbywają gody i znoszą jaja, z których wykluwają się larwy wyposażone w skrzela i płetwy. Z czasem u dorosłych osobników pojawiają się płuca i nogi niezbędne do życia poza wodą.
Z kolei gady, chociaż nie wszystkie, mogą stale przebywać na lądzie. Obecnie Ziemię zamieszkuje prawie osiem tysięcy gatunków. Wśród gadów wyróżnia się przede wszystkim węże, jaszczurki, krokodyle i żółwie. Większość z nich żyje na suchej powierzchni ziemi. Tylko krokodyle doskonale radzą sobie w wodzie i na jej brzegu.

Sekret budowy

Gady i płazy charakteryzują się sporymi różnicami w budowie, nawet w obrębie własnej gromady - gadem jest zarówno beznogi wąż, jak i pokryty twardym pancerzem żółw, zaś do płazów należą i krępa żaba, i cienka strumienica.
Jedne i drugie posiadają jednak podstawowe cechy wspólne. U wszystkich gadów występują łuski, różniące się kształtem i rozmiarami w zależności od gatunku. Mają chronić przed uszkodzeniem ciała, atakiem drapieżnika i zapobiegać utracie płynów ustrojowych z organizmu. W łuskach znajdują się komórki barwnikowe, które "malują" na ciele zwierzęcia rozmaite wzory, pomagając mu m.in. w kamuflażu oraz godach.
Płazy natomiast mają prostszą budowę ciała, przystosowaną do życia zarówno w środowisku wodnym, jak i lądowym. Ciekawą cechą tej gromady jest umiejętność wchłaniania tlenu do krwi nie tylko przez płuca, ale również skrzela, skórę i błonę śluzową jamy gębowej.

Namiętne zaloty

Gady i płazy robią cuda, by znaleźć partnerkę.

Czy to u zwierząt, czy u ludzi podrywanie partnerki polega na tym samym - trzeba w jakiś sposób zwrócić jej uwagę i udowodnić, że jest się prawdziwym samcem. Jaszczurki stroszą grzebienie i wyrostki skórne lub wykorzystują do tego barwne elementy swojego ciała, np. anolis czerwonogardły nadyma różowy fałd skóry, by zwabić samicę.
Ropucha zielona... śpiewa, a dokładniej - wydaje głośny trel. Zaś żółwie zaloty są bardziej bezpośrednie - oba osobniki uderzają się głowami i gryzą, natomiast samiec żółwia słoniowego po prostu szczypie partnerkę w nogi, by ją unieruchomić. 
Węże, np. mamba zielona, podchodzą do sprawy bardziej szowinistycznie - nie pytają samicy o zdanie, tylko walczą między sobą i silniejszy dostaje ją w nagrodę. Ale wszyscy wiemy, że węże są bezwzględne!

Jajo i co potem?

Życie każdego gada i płaza zaczyna się w jajku, bo nawet u gatunków żyworodnych zarodek otacza ochronna warstwa. Różnica polega jedynie na tym, że samica przetrzymuje w sobie jaja do momentu, aż młode są gotowe do urodzenia.
Gadzie jajko o twardej skorupce kształtem przypomina ptasie. Samice tak składają jaja, by zapewnić im odpowiednią temperaturę i wilgoć, potem już się nimi raczej nie interesują.
Płazie jajo nie ma twardej skorupy, ale galaretowatą otoczkę, która wysycha, dlatego jest składane w wodzie. Wykluwająca się kijanka z ogonkiem najpierw oddycha skrzelami, ale te przed końcem rozwoju młodego osobnika zostają zastąpione płucami.

Ja ostrzegam!

W świecie zwierząt nie ma słów. Najważniejsze są ruchy ciała i wydawane dźwięki - nieprzypominające żadnego ludzkiego języka. Kumkanie żab, syczenie węży, dźwięk grzechotki grzechotnika rozpozna chyba każdy. Ale są pewne zachowania wśród gadów i płazów, które trudno zrozumieć, jeśli się o nich nic wcześniej nie słyszało.
Na widok ładnie ubarwionej jaszczurki wystawiającej język każdy z nas pewnie zareagowałby inaczej. Jednak warto wiedzieć, że to nie jest gest przyjaźni. Zwierzę w ten sposób broni się i ostrzega, a jak intruz nie odejdzie w miarę szybko, może się to skończyć bolesnym ugryzieniem. Tak robią m.in. lazurniki olbrzymie, półmetrowe jaszczurki z Australii. I mimo że nie mają zębów, potrafią mocno uszczypnąć silnymi szczękami. Niestety wiele gadów i płazów nawet jeśli ostrzega, to i tak potem atakuje. Dla niektórych zwierząt, a nawet ludzi, może się to skończyć śmiercią.

Kto tu jest groźny...

Od centymetra do prawie pół metra mogą mieć żaby. Goliat płochliwy nie mieści się nawet w dwóch dłoniach, a żaba kubańska zajmuje zaledwie opuszkę ludzkiego palca. Takie różnice występują nie tylko u żab, ale i u wielu innych płazów oraz gadów.
Na przykład ważące tonę krokodyle czy żółwie też mają swoich kilkukilogramowych braci. Jednak wielkość o niczym nie świadczy. Drzewołazy, małe amerykańskie płazy, dzięki truciźnie zawartej w skórze są groźniejsze od potężnego żółwia skórzastego, który nikomu oprócz jamochłonów stanowiących podstawę jego diety, nie zrobi krzywdy.


Budują dom, gdy muszą

Nie mają takich zdolności jak ptaki - architekci z prawdziwego zdarzenia po mistrzowsku budujący swe gniazda. Płazy i gady wolą prostotę i surowy tryb życia. Są mało wymagające, o wiele więcej czasu poświęcają polowaniom i leniuchowaniu. Zwykle zagrzebują się w ziemi albo kopią sobie jamki i tam spędzają większość dnia.
Jaszczurki uwielbiają chować się w skałach, a żółwie w swych skorupach. Są nawet takie jak terapena karolińska, która w swojej skorupie może się szczelnie zamknąć i żaden nieproszony gość tam nie wejdzie.
Jeśli już płazy albo gady coś budują, to myślą o swoich dzieciach. Nogolotka, niewielka afrykańska żabka, buduje, a w zasadzie ubija z własnej wydzieliny gniazdo dla swojego potomstwa. Tam kijanki są bezpieczne, potem jednak opuszczają te przytulne gniazdka i zaczynają dorosłe życie.

Bezwzględne dla ofiar

Potrafią godzinami, zamaskowane w błocie czaić się na zdobycz. A gdy ta się pojawi, rzadko zdarza im się chybić. Anakondy nie znają litości dla swoich ofiar. Gdy spragnione jelenie przychodzą do wodopoju, ogromne węże dusiciele rzucają się na ofiary, miażdżą i w całości je zjadają. Afrykańskie kobry plujące też czatują na zdobycz, ale nie muszą podchodzić do niej blisko. Ich zęby działają jak strzykawki i w odpowiednim momencie węże plują na ofiarę. Trucizna jest tak silna, że zwierzę od razu pada.
Wiele gadów i płazów znajduje pokarm węchem, tak jak warany z Komodo - największe jaszczurki. Sprawdzają otoczenie długim językiem i zbierają z ziemi zapachowe cząstki.

Potrafią oszukać

Żołnierze na poligonie mogliby się wiele nauczyć od tych zwierząt, jeśli chodzi o sztukę maskowania. Nawet w moro i wśród krzaków człowiek się tak nie ukryje, jak niektóre żaby.
Narożnica górska, mieszkanka południowo-wschodniej Azji, żyje w leśnym poszyciu i udaje opadły liść. Spiczasty pysk i rogate wyrostki górnych powiek oraz fałdy skórne do złudzenia przypominają jego krawędzie. Żaden drapieżnik jej tam nie wypatrzy.
W obronie płazy i gady też są rewelacyjne. Wiele jaszczurek złapanych za ogon po prostu go odrzuca, a potem regeneruje. Zaskroniec, gdy atakuje go jakieś zwierzę, udaje martwego i wydziela śmierdzący zapach. Niektóre ropuchy potrafią w jednej chwili kilkakrotnie zwiększyć objętość swojego ciała, nabierając powietrza. Dzięki temu wydają się większe i groźniejsze.

W świecie odmieńców

Padalec wygląda jak wąż, lecz nim nie jest, salamandra przypomina jaszczurkę, chociaż jest płazem, draco nie należy do gromady ptaków, ale ma skrzydła - wśród gadów i płazów występuje wiele oryginalnych i bardzo mylących gatunków.
Jaszczurki mogą się pochwalić ciekawymi kształtami, jak np. liściogon czy szyszkowiec, ale najbardziej zadziwiające są padalce, do złudzenia przypominające węże. Łatwo z kolei pomylić się, zaliczając do jaszczurek salamandrę, bo to płaz ogoniasty. Istnieją też płazy beznogie, takie jak strumienica płaskoogonowa czy marszczelec pierścieniowy, które tak jak węże długie, cienkie ciało bez kończyn.
Co ciekawe, stosunkowo najbardziej "podobne do siebie" są zółwie chociaż wśród nich znaleźć można nietypowe przykłady, takie jak choćby żółwiak kolcowaty, który zamiast twardego pancerza wyposażony jest w miękką, ale grubą skórę.

Znikają z winy człowieka

Zagłada nie omija płazów i gadów. Zabija je nasza cywilizacja.

Niektóre żaby mają tak delikatną skórę, że wzrost promieniowania ultrafioletowego jest dla nich zabójczy. Tak jest w przypadku kikutnika złocistego, mieszkańca wilgotnych lasów panamskich. Ubytki w warstwie ozonowej spowodowane działalnością człowieka powiększają się. I prawdopodobnie wkrótce to złociste cudo w czarne kropki będziemy podziwiać tylko na zdjęciach.
Oprócz kilkudziesięciu płazów zagrożonych wyginięciem na liście jest też wiele gadów. Narażone są przede wszystkim żółwie, ze względu na pancerze i smaczne mięso. Na granicy wymarcia jest żółw szylkretowy. Zamieszkuje cieplejsze strefy Atlantyku oraz tropikalne rejony oceanów Indyjskiego i Spokojnego. Zdobywa pożywienie pływając po płytkich wodach, dlatego uzbrojeni w kusze kłusownicy nie mają problemu z wyławianiem tych zwierząt. Wszystko dla szylkretu, masy rogowej, którą uzyskuje się z ich pancerzy.


Mała Encyklopedia Faktu - Zwierzęta Część IV