niedziela, 15 grudnia 2013

Blog z Bagdadu

BLOG Z BAGDADU

Focus EXTRA

Przestańcie pytać, czy naprawdę istnieję. Nie wierzycie?! To nie czytajcie! Nie jestem niczyją zagrywką propagandową, chyba że własną.


21 marca 2003 r. o 18:05 te słowa znalazły się na stronie internetowej http://dearraed.blogspot.com. Kim jest człowiek, który przybrał pseudonim Salam Pax, którego dziennik w czasie inwazji na Irak odwiedzały tysiące internautów? Dlaczego jego relacje traktowano poważniej niż doniesienia renomowanej agencji?
Salam Pax to 29-letni Irakijczyk, mieszkaniec Bagdadu. Człowiek wykształcony i wrażliwy: architekt, który kocha muzykę. Wiele podróżował, zna angielski, niemiecki i francuski. Jest bystrym obserwatorem. 
Swój blog zaczął pisać we wrześniu 2002 roku. Przedstawiał w nim swoje życie, życie rodziny, przyjaciół, kraju. Krytykował paranoidalny reżim Husajna, cudzoziemców przybywających w misjach pokojowych, zagraniczne relacje prasowe i telewizyjne dotyczące wojny i ostatnich dni dyktatury. Blog Salama Paxa pełen jest odważnych komentarzy. Nie brak w nim strachu przed śmiercią od rakiet Amerykanów i przed zemstą tajnej policji Saddama, co na pewno by się stało, gdyby jego zapiski trafiły w niepowołane ręce. Bo Salam krytykuje Zachód, ale nie oszczędza Irakijczyków.
Spontaniczność i odwaga tekstu wywołały olbrzymie zainteresowanie mediów. O blogu Paxa mówili m.in. dziennikarze CNN, pisały "The New Yorker", "Guardian" i "Village Voice". W internecie pojawiły się tysiące komentarzy.
Uznany za jedną z najbardziej sugestywnych relacji z wojny w Iraku, dziennik Paxa ukazał się nakładem naszego wydawnictwa. Oto fragmenty bloga.

Niedziela, 22 września 2002. W "New York Timesie" jest tekst o amerykańskich planach wojennych. Zaczyna mnie to męczyć. Cholera, zróbcie to i miejmy to wreszcie za sobą!
Pracownicy Pentagonu powiedzieli jednak, że atak rozpocznie długotrwała ofensywa powietrzna prowadzona przez bombowce B-2 uzbrojone w naprowadzane satelitarnie bomby mające wyłączyć irackie centrum dowodzenia, kwaterę główną i obronę przeciwlotniczą. Stwierdzili, że podstawowym celem będzie przerwanie łączności z Bagdadem i odizolowanie Husajna od jego dowódców w innych częściach kraju".

Wtorek, 24 września 2002. Dziś odkryłem, że 15 października MAMY WYBORY PREZYDENCKIE. Śmiać się czy płakać, ale to bardziej śmieszne niż tragiczne. Przeczytajcie sobie w "The Guardian": "...wielu Irakijczyków po 20 latach wojny jest fatalistami. Dużo palą, uwielbiają jedzenie o wysokiej zawartości cholesterolu i przygotowują swoje szpitale na atak USA."
Uwielbiamy "jedzenie o wysokiej zawartości cholesterolu"??? Czyżby nowe pogwałcenie rezolucji ONZ? Postawmy sprawę jasno, jeśli ci ludzie mają tu przyjść i zniszczyć wszystkie uprawy roślin o wysokiej zawartości cholesterolu, nie będę siedział i patrzył. 
Walcz o swoje prawo do zawału! Podobnie jak ja, on także chciałby mieć rower: "Ludność również się przygotowuje. Każdy ma dodatkowe zapasy żywności, wody, oliwy, świec, rowerów. Powinieneś mieć te rzeczy w sytuacji zagrożenia" - mówi gazeta "Ibid".
Nieoczekiwanie Irakijczycy przedstawiają się na przyjazne dla środowiska środki transportu. Naprawdę zabawni ludzie z tych Brytyjczyków.

Środa, 9 października 2002. Założę się że nie czytaliście czegoś takiego w ciągu imprezy pt. "Media wobec wojny": 
"... istnieje inny, niezbyt znany scenariusz oparty na teologicznym systemie wierzeń amerykańskich przywódców. Bush, wiceprezydent Dick Cheney i prokurator generalny John Ashcroft są samozwańczymi ewangelikami lub narodzonymi na nowo chrześcijanami i podobnie jak ich współwyznawcy wierzą co do joty biblijnym przepowiedniom końca świata. Te proroctwa zakładają jednak, że zanim Mesjasz powróci na ziemię, wybuchnie wielka wojna między Wschodem i Zachodem, a żydzi odbudują świątynię w Jerozolimie".

Czwartek, 10 października 2002. Za ile sprzedalibyście nerkę? Salah oddał nerkę za 250 dolarów. Jego narzeczona też sprzedała swoją za tę samą cenę. Przez jakiś czas byli zaręczeni i potrzebowali 500 dolarów (około miliona irackich dinarów), żeby wybudować 2-pokojową przybudówkę do domu jego rodziców i tam zamieszkać. Wiem o tym, gdyż to mój kuzyn był nabywcą.

Sobota, 12 października 2002. Biały Dom przygotowuje drobiazgowy plan zainstalowania w Iraku, po odsunięciu od władzy Husajna, rządu wojskowego pod przywództwem amerykańskim. Plan przewiduje też okres przejściowy, do czasu wyłonienia rządu cywilnego, a to może zająć miesiące czy nawet lata.
Nie oczekujecie chyba, że kupię małe amerykańskie chorągiewki na powitanie nowych kolonizatorów. To naprawdę kiepski remake jeszcze gorszego filmu. Cywilizowany świat nadchodzi, żeby udzielić nam, barbarzyńskim koczowniczym Arabom lekcji lepszego życia i wyrugować z nas całe zło (lepiej będzie, jak od razu skończycie z nami, Arabami, bo wszyscy przecież jesteśmy źli).
Jasne, do dzieła. Po prostu wymażcie wszystkie wysiłki ludzi, którzy szczerze walczyli o niepodległy Irak. Ci ludzie walczyli, demonstrowali i umierali po to tylko, żeby moje pokolenie zobaczyło, jak ich marzenia spełzają na niczym - i to dwukrotnie. Pierwszy raz - wiecie za CZYJĄ sprawą i drugi - przez ponowne obrócenie się w kolonię.
Prawdziwa ironia polega na tym, że administracja Busha używa tego samego argumentu, którego użył Saddam do inwazji na Kuwejt. "Względy bezpieczeństwa narodowego" i "pomoc biednym draniom w pozbyciu się wrogiego rządu". Przynajmniej postarajcie się być oryginalni. Mówię wam, tu chodzi o chciwość i władzę - zawsze o to chodzi. Ty i ja już jesteśmy wpisani do przyszłych statystyk. Pytanie, do której rubryki nas zaliczą: ZABICI czy RANNI?

Wtorek, 15 października 2002. Chciałbym się pochwalić, że jestem szczęśliwym wyborcą na TAK. Tak naprawdę nie doczytałem, co było napisane na karcie, ale i tak wiedziałem, że odpowiedź brzmi TAK. Cały lokal wyborczy wie także, że zakreśliłem TAK, ponieważ zapomniałem okularów i ktoś musiał mi pokazać, którą kratkę wybrać na znak aprobaty.

Czwartek, 17 października 2002. Diana przysłała mi dziś link do "Los Angeles Timesa" z zapytaniem, czy ten przywódca plemienny, o którym piszą, to mój dziadek: Szuwajrid występuje jako mediator w sprawach cywilnych i kryminalnych. Mimo iż uważa, by nie stawiać się ponad prawem państwowym, jego zwolennicy częściej niż do sądów irackich zwracają się do niego, by rozstrzygnął kwestie sporne.
Zanim doczytacie do końca akapitu, zapamiętajcie proszę: prawo państwowe jest farsą z uwagi na skorumpowany system. Ludzie, gdy są w opałach, nie próbują nawet wzywać policji, gdyż raport i tak będzie spisany pod tego, kto da więcej. Teraz spójrzcie, co idzie dalej.
Na przykład, gdy ktoś z premedytacją zabije drugą osobę. Szuwajrid może zarządzić, by morderca zapłacił rodzinie ofiary 7 tysięcy dolarów "ceny krwi".
Oczywiście, to wszystko kłamstwo. Wstydź się, Szuwajrid - i ty nazywasz się przywódcą plemiennym...?
Zanim zaczniecie wypisywać tyrady i maile pełne odrazy, zwróćcie uwagę, co napisałem wyżej: oficjalne prawo ma nikły wpływ na to, co dzieje się na obszarach wiejskich. To wszystko należy uznać za odstraszacz, a nie schemat typu "zabij-zapłać".
A wracając do Szuwajrida: "Oczywiście, przeciwstawimy się zbrojnie każdemu, kto tu przyjdzie" - mówi Szuwajrid, siedząc w domu dla gości, w którym przyjmuje członków swojego plemienia przybywających z całego kraju po radę i pomoc. "Plemię w pełni współpracuje z rządem".
Oczywiście, mówiąc "tutaj", Szuwajrid ma na myśli ziemię należącą do niego i członków jego plemienia. Nie ma to nic wspólnego z rządem. Ci ludzie żyją z roli. W Iraku najbardziej cenioną własnością jest żyzna ziemia. Zatem, co robisz, gdy widzisz, jak uzbrojona mafia idzie w twoim kierunku? Bronisz swojej ziemi, upraw i rodziny. A jeśli należysz do silnego plemienia, kontrolujesz inne: "Nie ruszaj mojej ziemi, to i ja twojej nie tknę". Za efekt uboczny można uznać to, że w pewnych rejonach rząd skorzystał z siły tych plemion. Szybko zdał sobie też sprawę z potencjału, jakim dysponują, i "zaczął je dotować, w zamian za pieniądze i dostawy zyskując sobie ich przychylność" - obdarowywał ich luksusowymi samochodami sprowadzonymi w ramach programu "Ropa za żywność".

Niedziela, 20 października 2002. "Z początku będziemy z radością obserwowali amerykańskie kule świszczące nam nad głowami" - powiedział jeden z gderliwych naukowców. "Jednak po trwającym dwa lata miesiącu miodowym sami zaczniemy do nich strzelać. Irakijczycy nigdy nie pozwolą obcym rządzić sobą". Irakijczycy opacznie rozumieją to, co przyniesie ze sobą amerykańska "inwazja". Powinno traktować się ją jako katalizator zmiany. Ciężką robotę do wykonania mamy my sami. Zmiana powinna przyjść od wewnątrz. Nie ma sensu siedzieć i czekać, aż inni rozwiążą nasze problemy. 
Mogę tylko żywić nadzieję, że nasi amerykańscy przyjaciele nie zapomną przynieść ze sobą kopii "Demokracji dla bałwanów" i "Podejmij decyzję: To nie takie trudne, na jakie wygląda".
Zeszłego marca Arraf opublikował tekst w londyńskim "Daily Telegraph", w którym napisała: "Ludziom na ulicach nie wolno rozmawiać z dziennikarzami; albo raczej to dziennikarze nie mają pozwolenia na rozmowy z nimi. >> Po co chce pani zadawać im polityczne pytania? Nie mają żadnych kwalifikacji, by udzielić odpowiedzi << - powiedział urzędnik..."
Sklepy na bagdadzkiej ulicy Arasat toną w bogactwie charakterystycznym dla skorumpowanych elit Trzeciego Świata. Telewizory z ekranami panoramicznymi sprzedawane za setki funtów tuż obok sklepów specjalizujących się w oryginalnych częściach zamiennych do Land Cruiserów.
Supermarkety oferują zagraniczne papierosy, a spod lady sprzedają kubańskie cygara po 100 funtów za pudełko. Każdy samochód na drodze to albo nowe BMW albo Mercedes. Wszystko to w kraju, gdzie z powodu ONZ-owskich sankcji import ograniczono tylko do pomocy humanitarnej.

Wtorek, 22 października 2002. Powinienem napisać coś o tym, ale nie potrafię. Amnestia zakłada, że wychodzą więźniowie. To gdzie w takim razie jest H.? Skoro powiedzieli, że dzięki amnestii w ciągu 48 godzin nikt nie pozostanie w więzieniu, to gdzie on jest?

Środa, 23 października 2002. H. jeszcze nie wrócił. Po tym, co dziś usłyszałem, powinienem przygotować się na złe wieści. O tym, co robiono więźniom politycznym.
Projekt amerykańsko-brytyjskiej rezolucji w sprawie Iraku: "... w celu przywrócenia pokoju i bezpieczeństwa narodowego". Pokoju i bezpieczeństwa. Dobre. Zbombardujcie nas, no już. Przestańcie się skradać!

Niedziela, 27 października 2002. Przeglądając nagłówki z "New York Timesa", zobaczyłem to: "Husajn z radością zezwala 12 Amerykanom na zorganizowanie protestu".
Przeglądam tekst, zastanawiając się, czy pan John F. Burns nadaje z tego samego Bagdadu, w którym mieszkam. W wiadomościach nic nie podali. Żadnych informacji, nawet oglądanych.
A w pracy też nikt nie rzuca komentarzy w stylu te-biedne-oszukane-duszyczki-znowu-to-zrobiły (co zwykle jet jedną z dwóch reakcji na tego typu rzeczy - druga to "Ciekawe, ile pieniędzy dostają w prezencie dziękczynnym od Saddama?"). W połowie artykułu pan Burns otwarcie mówi, że na dobrą sprawę w czasie "protestu" nie widział żadnych irackich mediów. Oczywiście. Równie dobrze panna Kelly mogła urządzić ten protest u siebie w łazience.
Drodzy amerykańscy przyjaciele, błagam, przestańcie wszędzie ją wysyłać.  Ona nie pomaga. Niektórzy mogą myśleć, że lubię, jak takie rzeczy się zdarzają. Ale tak nie jest. Kelly, kotku, oni cię wykorzystują. Umieścili cię w programie rozrywkowym ku uciesze zachodniej widowni. Osobiście, tracę zainteresowanie, gdy widzę cytaty twoich wypowiedzi: "Chciałabym, żeby ludzie w naszym kraju mieli w sobie ten sam duch wybaczenia i pojednania w stosunku do dwóch milionów naszych więźniów".
Czy ona rzeczywiście jest aż tak naiwna czy tylko usiłuje stać po słusznej stronie czerwonej linii? Wybaczyłabym jej to drugie. Każdy musi jakoś zarabiać na swoje utrzymanie.

Sobota, 2 listopada 2002. Mam wrażenie, że teraz jest już jasne, dlaczego zagraniczni korespondenci zostali wyrzuceni z kraju. Jak u licha mogli donosić o rzeczach, które nigdy się nie wydarzyły? Naprawdę żal mi tych biednych drani z Ministerstwa Informacji. Nie wyobrażacie sobie nawet, w jaką musieli wpaść panikę. Doniesienia o demonstracjach; rozbieżności między Irakijczykami kilka dni po tym, jak 100 procent głosowało za Saddamem; zachodni dziennikarze inforumujący o takim przykrym incydencie: "Jalla, jalla, wyrzućcie tych pismaków, zanim nas przez nich rozstrzelają!". Więcej bałaganu i coraz więcej doniesień o ciemiężących irackim "reżimie" (użyj tego słowa w materiale, a twoja wiza wygaśnie). Typowo iracka impulsywność. Ale rząd nie w ciemię bity, parę dni później znów zaczyna kokietować. Postawicie się na miejscu irackiego ministra informacji i spróbujecie wyjaśnić to Panu Prezydentowi: bagdadzkie biuro CNN użyło swojej anteny satelitarnej do przekazania na żywo reportażu z demonstracji. Za mniejsze pomyłki ministrowie znikali z tego świata.
Jordański król Abd Allah II nie wyklucza, że pewnego dnia Irakiem będzie rządził członek rodu haszymidzkiego.
Teraz i wy macie chrapkę na kawałek irackiego tortu? Znajduję na to jedno słowo: SĘPY!

Poniedziałek, 4 listopada 2002. Kuwejt dołącza do klubu "Wyrzućmy ich". Co ci koszmarni dziennikarze robią w naszych krajach?
Sugeruję, abyśmy w ogóle przestali prowadzić zajęcia z dziennikarstwa na uniwersytetach. Szatan przemawia przez dziennikarzy. Wydaje się, że można znaleźć jakiś werset koraniczny na poparcie mojej tezy.
Al-Dżazira ma chyba poważne kłopoty z trzymaniem buzi na kłódkę. BBC podaje: "Ma także problemy z nadawaniem relacji z Iraku i Arabii Saudyjskiej, a zarówno Jordania, jak i Bahrajn zabroniły stacji operowania na ich terenie".
Już trzeci raz w ciągu tylko 30 dni udało im się doprowadzić do zamknięcia swojego przedstawicielstwa w kraju arabskim. Czuwajcie, chłopcy i dziewczęta. Obmyślam dla was nowy slogan reklamowy: "Al-Dżazira - jedyna arabska stacja informacyjna nie posiadająca biur w krajach arabskich".
A to coś z wiadomości BBC: Kuwejt wydzielił duży obszar kraju przy granicy z Irakiem na czas trwania wspólnych amerykańsko-kuwejckich manewrów wojskowych... Mniej nagłośnione ćwiczenia sił specjalnych odbywają się w Jordanii.

Drogi Kuwejcie:
Dziękujemy za szczerość, obcą innym ludziom, którzy są zbyt tchórzliwi, by przyznać, że:
a) są przerażeni
b) już nas nie lubią
c) liczą na kawałek irackiego tortu.

Ponieważ takie postawienie sprawy oznaczałoby, że nie mają co liczyć na 500 milionów dolarów rocznie w subsydiowanej ropie naftowej.

Środa, 6 listopada 2002. Izraelski premier Ariel Szaron powiedział, że gdy społeczność międzynarodowa skończy ze sprawą Iraku, powinna zwrócić uwagę na Iran. Pan Szaron przypina Iranowi etykietę "centrum światowego terroryzmu". Stwierdził, że Iran wszelkimi środkami usiłuje uzyskać broń masowego rażenia, która może stanowić zagrożenie dla Bliskiego Wschodu i Europy". Zastanawiam się, jakim terminem opisać izraelski arsenał jądrowy? Broń masowej miłości i harmonii?
Irackie media nie wspomniały o rezolucji. Podczas gdy "Independent" uznał ten dzień za ten, w którym świat zwrócił się przeciwko Irakowi, taksówkarz odwożący mnie do domu nawet nie słyszał, że dziś odbyło się w ONZ głosowanie nad rezolucją. To wcale nie jest "ostatnia szansa, by się podporządkować", to amerykański sposób legalizacji ataku. Im bardziej rezolucja wydaje mi się niesprawiedliwa, wyzywająca i nierealistyczna w przedstawionych żądaniach i terminach - i mętna na tyle; by umożliwić zastawienie wszelkich pułapek - tym bardziej mam nadzieję, że Saddam ją przyjmie. Chociażby po to, by zyskać na czasie. Z jakiej strony na to nie patrzeć, ludność iracka i tak stoi na straconej pozycji. USA wciąż mówią o "zmianie reżimu". Jeśli Saddam rzeczywiście ma broń biologiczną i chemiczną, to w wypadku wojny nie zawaha się jej użyć przeciwko własnym ludziom, by dać CNN i Al-Dżazirze krwawe obrazy, których nikt nie będzie mógł oglądać.

Piątek, 15 listopada 2002. Wiem, że tej wojny nie da się uniknąć, wiem też, że Saddam to czubek z palcem na spuście. Ale to jest mój kraj i kocham tych ludzi. Żadnym sposobem nie uwierzę, że wojna jest w porzo. Na poziomie emocjonalnym nie mogę i nie zaakceptuję wojny w Iraku.
Cały chaos bliskowschodni/iracki/muzułmański nie przybliża nas ani o krok do pokoju. Arabowie zawsze mieli represyjne rządy i religię, do której ludzie uciekali pod wpływem tychże represji. Cała kwestia demonizowania Arabów i islamu i utrzymywanie regionu w stanie ciągłego wrzenia przez uporczywe rozdrapywanie świeżych ran doprowadza wszystkich do wściekłości. Uważaj, bo wkrótce USA będą musiały zająć się wieloma wojnami w regionie. Osobiście - choć nie jestem pobożny, a islamu bym nie wybrał, nawet gdybym musiał się opowiedzieć za jakąś religią - uważam się za osobę przynależącą do kultury, która jest muzułmańska i arabska i zadowoloną ze swojej "tożsamości". Ciągłe ciosy spadające na Arabów i muzułmanów powodują u mnie pewien dyskomfort. Argument "To ty to zacząłeś" donikąd nas nie doprowadzi.

Czwartek, 21 listopada 2002. Iracki dostawca internetu zdecydował, że oprócz tego, że nie możemy wysyłać maili z załącznikami przekraczającymi 500KB, nie wolno za jednym razem wysłać poczty do więcej niż 5 odbiorców.

Wtorek, 26 listopada 2002. Miasto Al-Kurna leżące w południowym Iraku było bombardowane przez dwa dni. Kolega, który tam pracuje, mówi, że bomby spadały na pusty teren koło miasta, aż powylatywały szyby w hotelu, w którym mieszka. Na początku nikt nie wiedział, dlaczego Amerykanie bombardują pustą przestrzeń. Potem jednak, gdy zajrzeli do lejów po bombach, okazało się, że w tym miejscu przechodzą linie telefoniczne. Prowincje Al-Basra i Masjan zostały, telefonicznie mówiąc, odłączone od reszty Iraku. To jest to.

Wtorek, 3 grudnia 2002. ARABIA SAUDYJSKA Organizacja Amnesty International podała dzisiaj, że nowoczesna broń wykorzystująca elektrowstrząsy szybko staje się narzędziem tortur nowej generacji. Wezwała także do wprowadzenia zakazu eksportu do krajów, gdzie zgłoszono przypadki tortur z wykorzystaniem elektrowstrząsów lub gdzie tortury w ogóle są stosowane nagminnie oraz do natychmiastowego zawieszenia ich użycia poprzez odpowiednią regulację prawną.
"Arabia Saudyjska pozostaje żyznym gruntem dla bezkarnych tortur".

SYRIA
Mimo iż duża liczba więźniów politycznych została zwolniona, dziesiątki ludzi aresztuje się na podłożu politycznym. Tortury wciąż są rutynowo stosowane wobec więźniów politycznych.

JORDANIA
Aresztowano setki ludzi z powodów politycznych. Są doniesienia o stosowaniu tortur i przemocy wobec zatrzymanych przez członków służb specjalnych. Więźniowie polityczni nadal sądzeni są przez Sąd Bezpieczeństwa Narodowego.

EGIPT
W całym Egipcie stale stosuje się tortury w aresztach. Ofiary tortur i ich krewni wciąż donoszą o prześladowaniach ze strony agentów bezpieczeństwa.

PALESTYNA/IZRAEL
Ponad 460 Palestyńczyków zostało zabitych przez izraelskie siły bezpieczeństwa, w tym 79 dzieci, a przynajmniej 32 osoby zostały wyznaczone na cele zabójstwa. Palestyńskie grupy zbrojne zabiły 187 Izraelczyków, w tym 154 cywilów, a wśród nich przynajmniej 36 dzieci.

IRAK - DOSSIER
Cały region to jedno uprzejme zainteresowanie sytuacją praw człowieka w moim kraju. Dziękuję za odwracanie niewidzącego wzroku przez trzydzieści lat. Dziękuję, że wspieraliście mój rząd w wysyłaniu dwóch milionów Irakijczyków na wojnę z Iranem i za ich śmierć. Dziękuję za ignorowanie rozwijania programów chemicznych przez czubka, choć wiedzieliście przecież, że to czubek. Dziękuję, że nie przeszkadzały wam kąpiele w kwasie urządzane członkom Irackiej Partii Komunistycznej (chyba nie myślicie, że pierwszy raz użyto ich w Kuwejcie, prawda? Rząd używał kwaśnych łaźni od późnych lat 70.). Dziękuję za lekceważenie organizacji humanitarnych, które odkryły trudne położenie irackiej ludności.
Dziękuję wreszcie za utrzymanie sankcji, które, jak wiecie, tylko osłabiły ludność, nie mając żadnego wpływu na rząd. Dziękuję, że wiedzieliście to wszystko i się nie przejmowaliście.

Wtorek, 17 grudnia 2002. Dolar szaleje: 1 dolar = 2280 irackich dinarów, a z bardzo dobrze poinformowanego źródła, czyli od mojego ulubionego właściciela sklepu z napojami, pana Szatana wiem, że do końca dnia kurs dolara podskoczy do 2300 dinarów. Dużo za dużo!
Znów co pół doby mamy dwie godziny zaciemnienia. W chwili, gdy prąd wysiada, biuro zamienia się w lodówkę.

Czwartek, 19 grudnia 2002. Kiedy wszyscy zastanawiamy się, co powie Bush o irackim raporcie na temat broni, Udajj szykuje się na kolejne przyjęcie upamiętniające to, że uszedł z życiem z próby zamachu w 1996 roku.

Niedziela, 22 grudnia 2002. Irackie "Grupy opozycyjne" spotkały się, by opracować plany dla postsaddamowskiego Iraku. O ileż bardziej odprężony się czuje. Moja przyszłość jest w dobrych rękach. Wybaczcie, że poskaczę chwilę z radości. Cała ta sprawa to jedna wielka lipa. Same już wystąpienia były żenujące, nie mówiąc już o walce każdej z partii o pozycję (na wszelki wypadek, żeby ktoś nie zaczął myśleć: "Hej, ten facet nie może być żadną miarą w Bagdadzie - jak on mógł to wiedzieć i słyszeć?", mówię, że ryzykuję potężną grzywnę 350 dolarów i prawdopodobnie więzienie za zainstalowanie anteny satelitarnej).
W zasadzie wystąpienie Asz-Szarifa Alego na konferencji było jednym z najbardziej żenujących. Jest najlepszym przykładem na to, że grupy opozycyjne na emigracji nie mają o niczym pojęcia. Osoba, która chce odgrywać kluczową rolę w moim kraju, nie umie nawet mówić w moim języku! Jąkał się, zacinał, wyrazy wymawiał tak, jakby nigdy wcześniej nie widział arabskiego. Nigdy nie postawił nogi w Iraku.

Środa, 25 grudnia 2002. Dzisiaj zdeelektryfikowano nas na siedem godzin, a dzień się jeszcze nie skończył. W niektórych rejonach Bagdadu ciemność zapada na dziesięć godzin. Sytuacja się nie poprawia. Niektóre prowincje dostają tylko pół godziny, o ile w ogóle. Oficjalne wytłumaczenie: konserwacja. Gówno prawda. Prawdopodobnie pakują już te generatory.
Nikt nie chce trzymać bezwartościowych irackich dinarów. Co mamy zrobić z banknotami? Na wszystkich jest twarz Saddama. Od 25-tki do właśnie wprowadzonego do obiegu banknotu 10-tysięcznego?

Niedziela, 29 grudnia 2002. W przyszłym tygodniu z Londynu wyruszy międzynarodowy konwój z działaczami antywojennymi, prawdopodobnie z kilkoma tuzinami brytyjskich wolontariuszy, zamierzającymi działać jako żywe tarcze i ochraniać irackie cele strategiczne.
"Ludzi tych przydzieli się do istotnych i strategicznych instalacji wojskowych w Iraku" - powiedział Sad Kasim Hammudi, wysoki rangą urzędnik rządzej partii Al-Bas.
Po prostu oddajecie się w ich ręce. Rozumiałbym jeszcze, gdyby przygotowali pomoc humanitarną - leki, żywność, ruchome stacje pomocy medycznej, wszystko oprócz bycia żywą tarczą.
"Nikt nie jest tak naiwny, by sądzić, że taka superpotęga jak Stany Zjednoczone nie zbombardują Iraku tylko dlatego, że są tam pacyfiści" - powiedziała Mary Trotochaud. To dlaczego przyjeżdżają? Nikomu nic nie przyjdzie z tego, że dadzą się zabić. Potrzebujemy was ŻYWYCH.

Wtorek, 21 stycznia 2003. Sposób, w jaki ministerstwo handlu gromadzi dla ludzi racje, ma poważny wpływ na ceny reglamentowanych towarów. Wiele rodzin odsprzedaje część racji, by wspomóc swój budżet domowy. Pszenica jest teraz cholernie tania. Zwykle mogłeś wymienić kilo pszenicy na siedem kawałków chleba, ale teraz pszenica jest tak tania, że piekarze dają ci tylko trzy. To samo dzieje się z mlekiem w proszku. I dają nam obrzydliwe egipskie mydło.

Piątek, 21 lutego 2003. Ktoś przysłał mi wściekłego maila, pytając, dlaczego tak bardzo nie lubię "żywych tarcz". "Dlaczego ich opluwasz?" Fuuu. Nigdy nie byłem aż tak ohydny. Żadnego z nich nie spotkałem osobiście, ale tak naprawdę nie podoba mi się fakt, że Żywe Tarcze dostały talony żywnościowe po 15 tysięcy dinarów na posiłek - trzy każdego dnia. Piętnaście tysięcy! Co oni jedzą? Całego barana na obiad?

Czwartek, 6 marca 2003. Dzisiaj w Bagdadzie jest dzień mumarasy ("ćwiczeń"). Wszystkie siły bezpieczeństwa - policja, jednostki obrony cywilnej i im podobni, z wyłączeniem wojska - zaczęły udawać. Oprócz tego, że wszystkie jednostki paradowały po całym kraju, miały też odnaleźć się w "sytuacjach kryzysowych". Na każdym ważniejszym placu czy skrzyżowaniu chodziło przynajmniej dwunastu ludzi w pełnym ekwipunku, z kałasznikowami. Byli tam też goście ze straży pożarnej w czerwonych samochodach z kałasznikowami - wszyscy zaczynają nosić broń.

Wtorek, 1 kwietnia 2003. [20 marca zaczęła się inwazja na Irak - red.] Gdy zaczynają wyć syreny przeciwlotnicze, a ciężkie bomby spadać - pięć minut później biegnę do szuflady za tabletkami na zgagę. Irackie tabletki są bez smaku - masz wrażenie, jakbyś żuł zwykły gips.
W ciągu dwóch ostatnich dni bardzo ciężkie bombardowanie. Dzisiaj jest spokojnie, założę się, że w nocy znowu się zacznie.
Z każdym dniem jest coraz gorzej. Wtedy gdy spadają naprawdę ciężkie bomby, czujesz, że zaraz zawali się na ciebie dom. Mówią, że bomby spadały na "wioskę iracką", sierociniec. Cóż, wszyscy jesteśmy świadomi, że to, co nazywają "wioską iracką", jest w rzeczywistości terenem wykorzystywanym przez Gwardię Republikańską.
Pojechaliśmy do dzielnicy Al-Azamija, żeby obejrzeć zniszczenia. Znów centrala telefoniczna zmieciona z powierzchni ziemi. Z pawilonów handlowych zostały tylko bezużyteczne szkielety. Kilka metrów dalej coś, co było domem, jest teraz kupą gruzu. Parę ulic stąd mieści się siedziba Irackiego Kanału Satelitarnego. Widać przegiętą wieżę transmisyjną.
Zapasy, które zgromadziliśmy wcześniej, zostawiliśmy na cięższe czasy, które na pewno jeszcze nadejdą.

Piątek, 4 kwietnia 2003. Amerykanie na lotnisku.

Poniedziałek, 7 kwietnia 2003. Ruszają w stronę Bagdadu.

Środa, 9 kwietnia 2003. Wojsko na placu Al-Firdaus (firdaus znaczy "raj"), a armii irackiej ani na lekarstwo. Rozpłynęli się - pstryk! - w powietrzu. Mundury i buty wojskowe porozrzucane na każdej ulicy. Około 18 włączyliśmy generator prądu, by obejrzeć wiadomości. O rany! Niech to piorun trzaśnie! Co widzimy? Irakijczyków obalających pomnik Saddama na placu Al-Firdaus!
M. mieszka koło jednej z autostrad prowadzącej z zachodu do Bagdadu. Wojsko amerykańskie postawiło zamontować punkt kontrolny przy końcu ich ulicy. To działo się siódmego. Niektórzy żołnierze nocowali na dachu jego dwupiętrowego domu. Zbyt przerażony, by się odezwać, siedział na parterze i ani drgnął.
Rano wybili szybę i weszli do domu. Wybiegł na zewnątrz i zaczął hałasować, by przyciągnąć ich uwagę. Mówi dobrze po angielsku i poprosił ich, żeby nic nie robili z jego domem.
Powiedzieli, że pukali, ale nikt nie otworzył. Poprzedniej nocy ktoś ich zaatakował, dlatego postanowili zająć pozycję na dachu któregoś z domów. Po tym, jak znowu ostrzelano ich zza innego samochodu, czołgi po prostu rozwalały na kawałki każdy pojawiający się samochód. Zabili kilku fedainów.
M. miał szczęście, że nie zastrzelili go, gdy wyszedł przed dom. Amerykanie przenieśli się na dach innego domu.
Dzisiaj przyszedł do mnie z białą chusteczką przywiązaną do anteny samochodowej (niepoważnie jest ostatnio jeździć czy nawet chodzić bez czegoś białego - za dużo nieszczęśliwych "wypadków"). Przyszedł i opowiadał o zdjęciach, które robił sobie z marines i ich czołgami. Starali się być uprzejmi po przemienieniu sąsiedztwa jego domu w pole bitewne - paru ludzi zaprosiło nawet żołnierzy na obiad. Miło, prawda?

Środa, 18 czerwca 2003. Straszna historia wojenna nr 2 (nr 1 był wtedy, gdy czołg ostrzelał nasze sąsiedztwo dwudziestoma pociskami artyleryjskimi na głównej drodze do Al-Amirijji):
Zeszłej nocy o 22.30 starałem się znaleźć taksówkę. Samochód się zatrzymał i uzgodniliśmy kurs na 2 tysiące dinarów. Usadowiłem się w samochodzie, a facet zaczyna na "nich" wyklinać i bluzgać. Nagle zatrzymuje się, odwraca twarz w moją stronę i gniewnie pyta:

- Jesteś muzułmaninem?
- Tak, al-hamdu li-Allah, jestem muzułmaninem
- Pracujesz dla "nich"?
- Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym dla "nich" pracować?
- Myślisz, że jak ukryję granat pod deską rozdzielczą, to go znajdą? Kurwa-Kurwa-Kurwa!!!
- Słuchaj, uważam, że powinieneś być ostrożny. Mają sprzęt, który może to wszystko wykryć. Naprawdę nie powinieneś nosić przy sobie granatów.
- Ach tak! Wiesz więc, jakiego sprzętu używają?
Cholera.
- Nie, nie. Powiedziałem, że mogą używać takiego sprzętu.

Zaraz potem mijamy amerykański patrol: jeden Humvee i paru żołnierzy.
Taksówkarz patrzy na nich z natężeniem. Są po mojej stronie, a on pochyla się w moim kierunku, by spojrzeć na nich przez okno. W tej chwili zastanawiałem się, czy umrę od eksplozji granatu, który rzuci ten szajbus, czy kiedy odpowiedzą ogniem. Zdecydował się jednak tylko na okrzyki i gwizdy.
Myślę, że ostatniej nocy jechałem samochodem ze zwariowanym samobójcą. Chciałem zapytać, dlaczego chce ukryć w wozie granat ręczny, ale byłem zbyt przerażony. Mógł przecież wetknąć mi go do gardła - ponieważ zabijanie agentów niewiernych okupantów jest halal (zgodne z prawem - red.). Co byście zrobili siedząc w samochodzie z gościem, który pyta was, gdzie najlepiej ukryć granat?
A co do "sporadycznych zamachów"?
Doprowadźcie do tego, że będą przeczesywać dom po domu. To sprawi, że wahadełko w miernikach poziomu popularności Ameryki przesunie się z "Naprawdę mnie to nie obchodzi" do "Co oni, kurwa wyprawiają?".
Przyjrzyjcie się atakom z zeszłego tygodnia i ich skutkom. Takie rzeczy się powtarzają i jak kule śniegowe rosną z mniejszych utyskiwań do wezwań dżihadu - tak jak się zdarzyło w dzielnicy Al-Azamijja koło meczetu Abu Hanify po konfrontacji między Irakijczykami i żołnierzami amerykańskimi, która zakończyła się śmiercią dwóch Irakijczyków.
Krążą pogłoski o sabotażu kilku słupów wysokiego napięcia na północy. Coraz gorzej z elektrycznością. W mojej okolicy mamy tylko pięć godzin prądu dziennie - tydzień temu było znacznie lepiej. Ludzie zaczynają szemrać, że kolejne obietnice Amerykanów nie zostały spełnione. Więcej? Trzy miny przeciwczołgowe eksplodowały na ulicach Bagdadu. Pierwsza wybuchła pod ciężarówką wchodzącą w skład konwoju wojskowego. Jeden żołnierz został ranny.
Dwie inne eksplodowały wczoraj. Pierwsza w tunelu pod bagdadzkim placem At-Tahrir. Wybuchła pod taksówką. Nikt nie zginął, ale dwie osoby zostały ranne. Druga wybuchła w dzielnicy Al-Ghazalijja, zabijając dziewczynkę i raniąc jej matkę. Ta druga mina została położona na ziemi tuż po tym, jak Amerykanie zwinęli punkt kontrolny na tej ulicy. Ludzie teraz mówią, że to Amerykanie ją podłożyli, ale to kompletna bzdura.
Może i te ataki są sporadyczne i niezorganizowane, ale prowadzą do tego czego pragną członkowie Partii: stworzenia nieznośnej sytuacji dla administracji amerykańskiej, chcącej zrobić coś dobrego, dotrzymać obietnic i zmienić stosunek ludzi do siebie. Poza tym dodają jeszcze więcej ognia do lata, które i tak jest już zbyt upalne.

Sobota, 28 czerwca 2003. Dziś wyjeżdżam na kilka dni do Al-Basry. Przez ten czas nie będę pisał bloga. Ani maili.


Książka Salama Paxa "Blog z Bagdadu" (tłum. I. Szybilska) wydana przez wydawnictwo G+J.

Focus EXTRA






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz